Na początku filmu dowiadujemy się o rozstrzelanych amerykańskich żołnierzach, odnalezionych po wkroczeniu wojsk alianckich w Ardeny. Akcja "Saints And Soldiers" zaczyna się trzy tygodnie wcześniej, kiedy odkrywamy, że kilku jeńców zdołało wówczas wymknąć się nazistowskim oprawcom. Przypadkiem natrafią na lotnika RAF'u, który posiada bezcenne informacje dla alianckiego wywiadu. Będą musieli wybrać pomiędzy bezpieczeństwem, a karkołomną akcją, mającą na celu eskortowanie lotnika do najbliższego alianckiego obozu. Chyba łatwo się domyśleć, jaką drogę obiorą...
To jest historia tych kilku bohaterów. Jak zwykle w takich produkcjach zobaczymy oblicza żołnierzy podczas walki i poza nią. Będzie trochę tekstów dotyczących wiary w Boga i sprawy związane z tradycyjnym dla takich obrazów pytaniem: czy ci w innych mundurach są źli, czy tacy sami jak my? Brzmi błaho, ale w rzeczywistości znudzić może tylko tych bardzo wymagających widzów, którzy po serialu "Kompania Braci" czy po filmie "Szeregowiec Ryan" nie mają zamiaru oglądać mniej efektownych filmów. Chociaż nie jestem pewien, czy jest on mało efektowny, bo choć akcji jest tu stosunkowo niewiele, to chirurgiczna precyzja kamerzysty i fantastyczne sceny walk pamięta się jeszcze na długo po obejrzeniu.
Jak dla mnie nigdy za wiele takich filmów wojennych. Każda następna produkcja wzbudza moje zainteresowanie. Oglądanie scen, które w rzeczywistości wyglądały na pewno nie mniej dramatycznie, powoduje wielkie napięcie. Takie tytuły mają nam przypominać o okrucieństwie wojny, rujnującej życia, wzniecającej nienawiść i wzajemne okaleczenie. Choć "Na Tyłach Wroga" nie kłuje w oczy prawdą, jak na przykład "Medaliony" w książkowej wersji i nie są tak bardzo drastyczne i monumentalne jak wspomniany wcześniej "Saving Private Ryan", to i tak zdobył masę nagród, nie będąc u nas w kraju nawet filmem kinowym. Podsumowując: proste przesłanie, niewymagająca fabuła, przyzwoite aktorstwo i technicznie bardzo zgrabnie zrealizowane kino wojenne i czyli uczta dla fana takiego gatunku.