Sceny z budowaniem napięcia nachalne, dialogi drewniane, bohaterowie parodiują samych siebie. Nie dostrzegam też tutaj geniuszu gry Sharon Stone - niby femme fatale, ale bardzo jednowymiarowa, a były potencjalne sceny do popisu, by tchnąć w tę postać trochę nieoczywistych emocji. Film przeszedł do historii ze względu na scenę z przesłuchania i słusznie, bo erotyzm to najlepsze, co może zaoferować. Choć i tutaj mam mieszane uczucia - część scen jest fenomenalna, wręcz pobudzająca (dla obu płci!), część tak pretensjonalna, że chce się wyć ze śmiechu.
Choć moja recenzja ma wydźwięk negatywny, to wciąż uważam, że film jest wart obejrzenia. Byle bez wygórowanych oczekiwań, a z nastawieniem, że będzie to kicz - inaczej się zawiedziecie.