Ku mojemu zdziwieniu, ten bardzo popularny i szeroko reklamowany swego czasu thriller w reżyserii faceta, którego raczej nie trawię jako twórcę, okazał się być dla mnie całkiem strawny.
To, co mnie najbardziej uwiodło, to nawet nie fabuła, która jest co najwyżej poprawna, ale malutkie sygnały tego, że cała ta intryga jest wymysłem głównej bohaterki granej przez Stone. Przecież wszystko to, co widz ogląda, mogłoby pojawić się w książce napisanej przez blondwłosą Catherine. Być może w tej kwestii jest to tylko moje doszukiwanie się urojonej głębi w komercyjnej produkcji, lecz tytuł wydaje się potwierdzać moje przypuszczenia - chodzi o instynkt, ale również instynkt widza.
Oczywiście, kapitalnie wkomponowano muzykę kapitalnego Goldsmitha, a Sharon zagrała prawdopodobnie rolę swojego życia (czego nie można powiedzieć o Douglasie, choć nie odwalił na pewno fuszery). Lecz gdyby nie sugestia, że cała ta nieco naciągana historyjka jest umowna, to "Nagi instynkt" byłby tylko bardzo sprawnie nakręconym kryminałem bez większego przesłania. Z bardzo fajnymi, przyznam, zdjęciami Jana de Bonta.
7,5/10.