Nie będe udawać że cokolwiek z tego filmu zrozumiałem. Odniosłem nawet wrażenie że główna oś fabularna nie istnieje. Mamy tylko pokaz dziwacznych groteskowych scen. Ok, film ma w pewnym sensie jakąś oś fabularną, ale znika ona bardzo szybko pod wysypem parady dziwactw którymi zostaniemy zasypani od pierwszych scen. W filmie dominuje pustynny klimat. Początek filmu jest jak z sennego koszmaru, mamy nudną zamuloną rzeczywistość gdzie wszyscy są sztywni, przyśnięci i nie maja w sobie odrobiny życia. Potem do akcji wchodzi środek owadobójczy i od tego momentu zaczyna sie jazda. Mamy maszyny do pisania które są żywe i są olbrzymimi karaluchami, mamy siedzące w barze COŚ co mówi naszemu bohaterowi o interstrefie i tak dalej i tak dalej. Aha, no i interstrefa jest po brzegi wypełniona gejami, co prowadzi do kilku zabawnych sytuacji - między innymi jeden z nich okazuje sie być wielkim robakopodobnym pożeraczem mózgów ale bez spoilerów. Nie mam zamiaru zastanawiać się czy ten film jest logiczny, bo prawde mówiąc dostałem bólu głowy ogladajć ten film i starając sie w jakikolwiek sensowny sposób wyjaśnić to co sie dzieje - czy to halucynacja, czy to sie dzieje naprawde, jak to sie odbija na rzeczywistości. Cronenberg zrobił w tym filmie to samo co przy "Videodromie", czyli nie przejmował sie sensem tylko po prostu "zaszalał". Podsumowując "Nagi Lunch" to film trudny, bardzo trudny. Jest interesujący, klimatyczny, ogląda się go z zaciekawieniem i jest niesamowicie zrobiony. Efekty specjalne to arcydzieło, ekipa naprawde musiała się przy każdym z tych potworków napracować. Myślę że spodoba sięwam, o ile nie bedziecie starali się połączyć tych wszystkich scen w logiczną całość.
Ach, jeśli ten film jest nieskładny to co można powiedzieć o książce? Film jeszcze jako tako trzyma się jakiejś tam fabuły, ale książka to już ciąg narkotycznych wizji, można ją otworzyć na dowolnej stronie i czytać. Taka jest tak powieść. Fabuły w moim odczuciu nie było żadnej. Po prosu byle do przodu. Homoseksualizm i narkotyki, to jest tematyka wokół której kręci się Nagi lunch. Tyle jeśli chodzi o fabułę w literackim pierwowzorze. Film? Cóż, zderzenie książki i biografii autora.
ps
Wracając jeszcze do książki, moje odczucia względem Nagiego lunchu, są takie że z jednej strony jestem rozczarowany że to po prosu tylko zlepek wizji, ale z drugiej strony jest to ciekawy eksperyment literacki i fajna zabawa słowem.