...by go zrozumieć. Ale to na końcu.
Oglądałem go 2 razy podrząd - niezrozumiałem i nie odnalazłem sensu. Po filmie Cronenberga spodziewałem się wtedy dobrego filmu, który bardziej daje do myślenia niz wymaga go w trakcie oglądanie (wtedy jeszcze nie obejrzałem "Pająka" i kilku innych), ale "Mucha", "Crash" i "M.Butterfly" już widziałem.
Po kilku latach wreszcie zrozumiałem.
Kluczowe są 2 sceny, gdy Lee pokazuje koledze swój bilet do Intersfery i gdy koledzy zaglądają do szczątków maszyny do pisania.
pewnie Ci co zrozumieli zgodza się ze mną.
Widziałem już twój wątek wcześniej, nie zaglądałem tu aż do dziś, bo dopiero dziś obejrzałem "Nagi lunch". Ech, sądziłem, że znajdę tu coś bardziej zaskakującego (mowa o twoim poście). Wiem, o co ci chodzi, ale wybacz - to się właśnie najbardziej rzucało w oczy. Nie trzeba oglądać aż 2 razy (swoją drogą poprawnie jest "x razy z rzędu", a nie "pod rząd"), żeby to zrozumieć. No nic. Pozdrawiam i - proszę - nie bierz nic do siebie, obrażanie się w Internecie trąci kiczem. Hej.
Lol. Bo żeby zrozumieć ten film, trzeba wiedzieć o co w nim chodzi, więc najlepiej przeczytać najpierw książkę - tak jak ja to zrobiłem.
Chociaż film diametralnie różni się od książki (książka to isnty hardcore, hehe), to jednak będziecie wiedzieć, że jest to opowieść ĆPUNA. I tak na ten film patrzeć.
Wiadomo, że kluczowym momentem było pokazanie kumplom rozwalonej maszyny do pisania, to już za pierwszym razem można było zrozumieć, że cała Intersfera , pisanie powieści i wszystko inne to było wyobraźni bohatera, efektem jego nałogu, fikcją.
Rzeczywiście, jeśli książka jest już przeczytana, film wydaje się być nieco mniej "ciężki". Co prawda odkrycie znaczenia sceny ze szczątkami maszyny nie jest wcale takim odkryciem, ale przyznam że na mnie i tak największe wrażenie zrobiła ta scena. Od tego momentu film robi się autentycznie dołujący. Poza tym, nie jest to wcale w filmie najważniejsze. Nagi lunch nie jest obrazem o narkomanii, ale o autorze książki o tym samym tytule. To, że Burroughs był ćpunem nie jest wielką zagadką, więc po co byłoby robić film o tym? Nagi Lunch pokazuje dwie ważne sprawy: czym tak naprawdę było pisanie książki dla Billa, oraz przesłanie z ostatniej sceny. Wbrew pozorom, nie jest to film o ćpaniu (jak powiedzmy Las Vegas parano) ale o tworzeniu się specyficznego świata wewnątrz autora. Uzależnionego od dragów autora. Nie bez powodu Joan pojawia się w filmie dwa razy. I nie bez powodu dwa razy dostaje kulkę. Raz w rzeczywistości, raz w ćpunowsko-literackim świecie autora. Myślę, że to jest równie kluczowa sprawa, jak scena spotkania dawnych przyjaciół i pokazanie szczątków maszyny. Może ważniejsza. Ale napisać tu dlaczego jest taka ważna, to zepsuć człowiekowi elementu zaskoczenia. Warto obejrzeć, choćby dlatego, żeby przekonać się, że wbrew pozorom nie jest to zwykły surrealistyczny obraz ćpunowskich wizji. Jest coś więcej.
Tak na marginesie, to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałem. Podobnie jak książka, jest zbyt prawdziwy, żeby mu wierzyć.
e, no ciekawie napisane... film z potrójnym dnem, to lubię. A wideodrom Ty widział? uuułaaaa, to się ogląda!
esg, Las Vegas Parano nie jest filmem o ćpaniu, to tak na marginesie.
Nieczytając książki, mam wrażenie, że Nagi Lunch jest enigmatyczną, ciekawie zrobioną, skróconą biografią Burroughsa. Zachęcił mnie do przeczytania Nagiego Lunchu.