Powtórny seans. To się nazywa adaptacja idealna. Nie okrada oryginału z treści co do zdania (bo w wypadku surrealistycznego koszmaru narkomana jakim jest książka, było to niemożliwe), a po prostu bawi się światem wykreowanym przez Burroughsa. Alter ego pisarza, William Lee zostaje głównym bohaterem historii i przekracza wciąż granice między rzeczywistością, a fikcją. Pojawiają się nawiązania do jego twórczości, anegdoty żywcem wzięte z powieści, oraz dobrze znane nam postaci. Wszystko to polane zostaje stylem Cronenberga, który zawsze lubował się w ukazywaniu cielesnych przemian wszystkiego co żywe.
Nie wyobrażam sobie by można było w lepszy sposób złożyć hołd autorowi książki. Jak dotąd najlepszy film Davida. Po powtórce spodziewałem się co prawda że mnie zupełnie zgniecie, bo oglądając go za pierwszym razem byłem przerażony. Niestety teraz postrzegam go jako wymyślną syntezę pomysłów dwóch wielkich artystów, lecz nie widzę w nim za wiele grozy. Co może nie jest wadą, lecz moje zaangażowanie emocjonalne na pewno było mniejsze.
Zasłużone 8.