Laleczka Chucky w " Narzeczona Laleczki Chucky" nie jest już tym, czym była kiedyś. Pamiętam, jak oglądając „ Laleczke Chucky”, można było się bać, a tu -co najwyżej, można się śmiać, bo naprawdę jest z czego. Z horrorem ta cześć ma coraz mniej wspólnego, co nie oznacza, że Chucky jest całkowicie przegrany. Co prawda jest parę morderstw, ale to już nie to, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie trzy części. Kiedyś postać Chucky'ego była straszna i raczej nikt nie chciałby się z nią spotkać, a w " Narzeczonej..." nie jest to tak do końca oczywiste. Oglądając film, w którym dwie lalki próbują stać się na powrót ludźmi, by być na zawsze razem, odczuwa się raczej współczucie i sympatie dla nich, a nie przerażenie. Tym bardziej, że przez większość filmu laleczki współdziałają ze sobą, pomagają sobie i okazują sobie czułości. Mimo to obejrzałem ten film z zainteresowaniem, bez jednego ziewnięcia, od początku do końca.
Produkcja Ronny`ego Yu ma to "coś" i dlatego fanów złej lalki nie trzeba chyba przekonywać do obejrzenia tej pozycji. Jedno jest pewne - motyw tytułowego bohatera można ciągnąć w nieskończoność. Przekona nas o tym zakończenie " Narzeczonej...". Trzeba się jednak zastanowić, czy ciągnięcie tej serii w nieskończoność, wyjdzie Chucky'emu na dobre? Zdania zapewne będą podzielone. Pewne jest natomiast, że horror o lalce Chuchy przechodzi od tej części powoli w komedio-horror, co już nie każdemu może przypaść do gustu. Od strony technicznej film, jak zwykle, prezentuje się dobrze. Szkoda tylko, że w tej części zbyt wiele efektów nie zobaczymy. Warto zwrócić też uwagę na muzykę, która według mnie jest bardzo dobrze dopasowana do postaci Chucky'ego (np.: muzyka Roba Zombie'ego).