Spoglądałam tylko na ten film, robiąc coś w kuchni, więc nie będę oceniać, czy był dobry czy zły, tylko zwróciłam uwagę na bohaterkę graną przez Sonię Bohosiewicz, gdy podczas rozmowy prasowała żółtą bluzę. Otóż prasowała ją przez jakieś dwie minuty filmu jak nie więcej i:
1) bluza leżała cały czas tak samo na desce
2) bohaterka prasowała cały czas to samo miejsce
3) bohaterka zatrzymywała na dłuższe chwile żelazko w jednym miejscu, choć to grozi przypaleniem albo przynajmniej odciskiem w kształcie żelazka
4) bohaterka prasowała tę bluzę na prawej stronie, choć powinna na lewej
5) bluzy są na ogół zrobione ze sztucznych materiałów, więc się nie gniotą i nie wymagają prasowania (no może ta była wyjątkowo bawełniana, ale wątpię, bo nie było widać żadnych zagnieceń).
Piszę to, bo przeczytałam w artykule o panu Woźniak-Staraku, że gdy się kręci film w Polsce to okres poprzedzający kręcenie filmów (tj. ten czas, gdy aktor uczy się np. posługiwania się strzykawką, igłą chirurgiczną, bronią, uczy się tańca, śpiewu itp. na potrzeby filmu) skraca się do minimum i w efekcie film jest niechlujny, bo zawiera błędy, niedoróbki, aktor nie wie jak się zachować, więc robi jak uważa. I tak sobie pomyślałam, że to właśnie spotkało ten film. Aktorka ani nikt na planie nie miał pojęcia co się prasuje i jak się prasuje, więc aktorka prasowała i prasowała rzecz, która się nie gniecie, na prawej stronie i cały czas to samo miejsce, bo albo nigdy niczego nie prasowała albo uznała, że to mało ważny szczegół. A jednak, mimo że filmu dokładnie nie obejrzałam, przykuło to moją uwagę.