Adam Wingard trzyma poziom, a w kwestiach realizacyjnych nawet się rozwija. Tym razem od
strony fabularnej postawił na iście banalną klasykę. Ot, brutalne home ivasion podane w
slasherowo-survivalowej formie. W pewnym momencie wypływa na jaw pewien niestandardowy
fakt, który z jednej strony może dodawać zimnego i brutalnego realizmu, z drugiej mocno wieje
idiotyzmem. Jednak jest to ten rodzaj kretynizmu, o którym w gazetach czytamy każdego dnia…
Tak więc przyjąć należy, że oglądamy połączenie 3 gatunków horroru i prostota oraz ew. głupota
fabuły wynika z podporządkowania się ramom tych gatunków. W ramach jednak owych gatunków
film wypada doskonale. Terror jest intensywny, suspensu nie brakuje, atmosfera jest gęsta,
sceny śmierci świetnie nakręcone i krwiste, zdjęcia i muzyka tworzą świetny klimat i napięcia nie
brakuje, oprawcy mają ciekawą broń i fajne maski. No i final girl jest rewelacyjna. Na deser przez
ostatnie pół godziny pojawiają się elementy czarnego humoru. Do tego obsada spisuje się ok.
Składa się ona nie tylko z całkiem atrakcyjnych kobiet, ale i ze śmietanki młodych niezależnych …
reżyserów (okazyjnie aktorów) wschodniego wybrzeża USA: znani z horrorów Ti West i Larry
Fessenden, król mumbleore’u Joe Swanberg oraz młody aktor AJ Bowen – to utalentowana
ekipa, która nie raz już współpracowała ze sobą w różnych konfiguracjach. Fajnie było zobaczyć
ich w jednym filmie.
Podsumowując dla fanów gatunku to solidna rozrywka, tylko trzeba się liczyć, że od strony
fabularnej jest to film prosty i standardowy. Ale realizacja jest dokładnie taka, jaka być powinna.