Łowca nagród znany jako Trinity przyjeżdża do małego miasteczka aby odebrać należną nagrodę. Niespodziewanie okazuje się, że szeryfem w tym miasteczku jest jego brat Bambino. Lokalna społeczność toczona jest przez konflikt między bezwzględnym majorem, hodowcą koni a zamieszkującymi dolinę rolnikami. Bracia postanawiają jeszcze raz zjednoczyć siły i zażegnać eskalujący konflikt.
+ typowa komedia z duetem Hill & Spencer tym razem w anturażu spaghetti westernu
+ a co za tym idzie olbrzymia dawka humoru i absurdalnych żartów sytuacyjnych
+ nie zabrakło oczywiście specyficznych bijatyk i wypłacanych przez Spencera ostrzegawczych liści i gongów ;)
+ finałowa rozróba to kwintesencja tego typu kina
+ kilka naprawdę niezłych pomysłów potrafi zapaść w pamięć
+ naprawdę niezła ścieżka dźwiękowa, szczególnie motyw przewodni potrafi wpaść w ucho
- to specyficzny rodzaj kina, z całym tym cringowym humorem i umownością trafi raczej głównie do fanów
- w połowie filmu zdarzają się momenty gdy tempo nieco siada
- spodziewałem się trochę większej ilości strzelanin i popisów strzeleckich braci
Podsumowując, kawał komediowego spaghetti westernu i jeden z klasycznych tytułów duetu Terence Hill i Bud Spencer. To jest ten typ kina po którym doskonale wiadomo czego się spodziewać. Ot, siadasz sobie w niedzielne popołudnie odpalasz "Nazywają Mnie Trinity" i po prostu dobrze się bawisz. Miło mi było powrócić do tego tytułu po tylu latach i wciąż dobrze się bawić.