film przede wszystkim świetnie zagrany. panie dały niezwykły popis.
nie ma najmniejszej luki w zbudowanej schizofrenicznej wzajemnie się przenikającej
rzeczywistości 2 postaci, no może pani belucci trochę mało przekonująco kuleje;-)
przenikanie się rzeczywistości osób początkowo nie do końca wiadomo w jaki sposób
powiązanych, (fotografia...) może być pokazaniem nam, że niekoniecznie to, co widzimy
jest takie trwałe i niezmienne, jak się to wydawało jeszcze minutę temu. pójście tym
śladem daje dużo możliwości interpretacji i tropów. też filozoficzno- ideologicznych.
nawet jeśli miałby to być obraz tylko schizofrenii, to został wystarczająco świetnie
zrobiony choćby dla spełnienia samego tego zastosowania.
detale celnie, precyzyjnie i jednocześnie płynnie budujące kompozycję i klimat. belucci
tańczy na imprezie u rzekomej matki, wpada w trans, jest główną bohaterką, nieznacznie
dotyka tańczącej dziewczyny obok i uwaga obserwatora/kamery przenosi się
automatycznie na tę osobę, jakby z dotknięciem, jak w bajce o niesionym worku, gdy
kolejna osoba, która go wzięła na plecy nie może się z nim rozstać, podkreśla to
niematerialność i przenikanie, przeplatanie wzajemnych energii, znaczeń, wspomnień,
czasów nawet.
skojarzenia odnośnie konstrukcji filmu. <mullholland drive>, nieoczekiwane przejścia z
jednego- w tym przypadku ciała, i historii do innych, mieszanie osób, przynależności.
zbudowanie niepewności w odniesieniu do zdarzeń z kolei- udane jak w <memento>.
podróż trochę bezładna mentalnie, "płynie" w jakiejś wewnętrznej inercji, jak w
<rękopisie znalezionym w saragossie>, bohaterka trochę przypomina mi natomiast
zagubioną i nurkującą trochę jakby na ślepo w sobie catrine denevue ze <wstrętu> czy
<piękności dnia> bunuela.
film składa mi się w całość w dużej mierze na bazie skojarzeń z innymi. to jak chwytanie
się znalezionych tropów bohaterek, coś się pojawia, daje wskazówkę do przejścia
kolejnego kroku, dzieje się to płynnie, choć dla postaci boleśnie.
ciągła podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości... nie na to składa się nasze życie?
niemożność ustalenie, kim jesteśmy sprawia, że giniemy, obrastamy w monstrualne
wytwory własnych wyobrażeń i lęków, niezapomnianych cząstek , stajemy potworem,
tutaj ujętym dosłownie, jako deformacje cielesne.
problemów nie da się zamieść pod dywan, wyjdą w zmutowanej formie, z którą możemy
sobie nie (po)radzić.
jestem mile zaskoczona tą produkcją. komuś się chciało zagłębiać i zrobić na pozór
mało efektowny obraz, a nie tylko odcinać kupony.