Kiedy pierwszy raz oglądałam ten film, widziałam tylko jego. Johna Malkovicha. Byłam chyba w siódmej czy ósmej klasie podstawówki, a jego demoniczny, zniewalający urok zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Teraz nauczyłam się cenić go po prostu za doskonałą grę aktorską, a we wspaniałym filmie Stephena Frearsa dostrzegać wyśmienitą grę takich gwiazd kina jak Glenn Close (rewelacyjna, chyba jeszcze lepsza niż Malkovich), Michelle Pfeiffer czy Uma Thurman. Film posiada niesamowity klimat XVIII-wiecznych francuskich salonów, a atmosfera aż gęsta od intryg - od tych całkiem niewinnych do śmiertelnie niebezpiecznych. Opisuje świat, w którym igra się uczuciami, a za prawdziwą miłość trzeba nieraz płacić bardzo wysoką cenę. Przez wiele lat to był mój film NUMBER ONE. Ale i teraz jest w czołówce, a Malkovich to ciągle ulubiony aktor. Dziś wiem tylko, że on potrafi dużo, duużo więcej, niż pokazał w filmie Frearsa.