PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=687079}

Niebo istnieje... naprawdę

Heaven Is for Real
6,6 46 505
ocen
6,6 10 1 46505
Niebo istnieje... naprawdę
powrót do forum filmu Niebo istnieje... naprawdę

„Niebo istnieje… naprawdę!” to historia na faktach, czyli taka jakie lubię, a do tego wzruszająca,
co w połączeniu z tym, że mówi o prawdziwych wydarzeniach, powinno spowodować u mnie
wysyp ochów i achów nad tą produkcją. A jak wypadło?

Zachęcona dość wysokimi ocenami i niezłymi recenzjami byłam naprawdę pozytywnie
nastawiona do obrazu Wallace’a. Byłam, przez pierwsze 7 i pół minuty… później okazało się, że
ojciec głównego bohatera jest pastorem.

Ok, widziałam na YouTube wywiady z rodziną Burpo, która co jakiś czas robi sobie rundkę po
telewizjach śniadaniowych. Zarówno w tych wywiadach jak i w filmie na siłę wmawia się nam, że
rodzice Colton’a byli początkowo sceptycznie nastawieni do rewelacji syna na temat nieba ale co
innego mają powiedzieć?

Skupmy się jednak na filmie.

Już na wstępie Todd Burpo jest pokazany jako wspaniały pastor porywający swoimi kazaniami
tłumy, którego sława dociera nawet do jakiejś pani psycholog gdzieś tam. Po godzinach facet
jest złotą rączką, strażakiem i trenerem drużyny zapaśniczej. W tym wszystkim znajduje jeszcze
czas na bycie wspaniałym ojcem, który ma kupę czasu dla rodziny. Albo doba trwa tam u nich 50
godzin albo ja nie wiem… najważniejsze jednak jest to, że uwielbiany przez wszystkich pastor
ma plus minus 60 tysięcy długu wobec wszystkich wokół bo wszystko robi za darmo, z
miłosierdzia, za zapłatę biorąc dywany i inne mało chodliwe rzeczy. Nie przeszkadza mu to, że
jemu nie płacą, z kolei inni nie widzą żadnego problemu w tym, żeby naszemu wspaniałemu
pastorowi przysłać rachunek za opony czy inne rzeczy. Cóż, kryzys, trzeba wspierać ludzi.
Todd znosi swój los z dumą i pokorą, nie chce prosić o pożyczkę, no generalnie jest takim
wspaniałym człowiekiem, że z butami do nieba powinni go wziąć bez żadnych zastrzeżeń.

Tu dochodzimy do operacji Coltona. Chłopiec walczy o życie, jednak nie umiera, w raportach z
operacji nie ma żadnych, nawet najmniejszych anomalii czy to w pracy serca, czy mózgu, jednak
chłopiec opuszcza swoje ciało i rusza do nieba, do którego przedsionek stanowi kościół, w
którym jego ojciec głosi kazania, a anioły przypominają karmnik dla ptaków przez który
prześwitują promienie słońca… przypadek, że dziecko opowiada o tym, co widzi na co dzień? Że
jego opis Chrystusa podczas wywiadu jest dokładnie taki, jaki utrwalono nam przez wieki
Chrześcijaństwa? Colton nawet umiejscowienie stygmatów na dłoniach wskazuje dokładnie tak
jak pokazuje to 99% obrazów mimo, że twierdzi, iż Jezus nie wyglądał tak jak się go opisuje. Z
drugiej jednak strony ostatnie sceny filmu pokazują nam obraz autorstwa kilkuletniej Akiane
Kramarik, która bez wątpienia jest bardzo zdolną dziewczynką, jednakże obraz ten moim
zdaniem nie jest w żaden sposób odkrywczy, inny niż pozostałe ukazujące Chrystusa.

Na uwagę zasługuje również piękna choć mało realistyczna scena modlitwy za zdrowie Coltona,
gdzie ludzie modlili się gdzie stali- na traktorze na środku pola, na ulicy… generalnie pokaz
miłości i solidarności z chłopcem na całego.

Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, pastor postanawia koniecznie opowiedzieć światu o
tym co spotkało jego syna. Zaczynają się wywiady i, co typowe dla takich ckliwych historii,
„prześladowania” pastora i jego rodziny. Koledzy z pracy go wyśmiewają, wierni, którzy jeszcze
kilka tygodni wcześniej daliby się za niego pokroić wątpią w jego poczytalność, córce dokuczają
koledzy ze szkoły (i ten tekst o nadstawianiu drugiego policzka…). Jednak nic nie jest w stanie
złamać naszego prawego i dzielnego pastora…

Z kolei Colton jak na 4-latka jest bardzo mądry i momentami odnosiłam wrażenie, ze jest
doroślejszy od własnego ojca. Co z tego, skoro w całej tej historii zepchnięto go na drugi jeśli
nawet nie trzeci plan?

Książka została napisana przez Todd’a, nie czytałam jej więc się do niej nie odwołam, ale film to
półtorej godzinna opowieść nie o Coltonie, jakby się mogło wydawać lecz o jego ojcu, naszym
dzielnym, prawym i miłosiernym pastorze, który przez cały film toczy walkę z samym sobą, czy
uwierzyć w słowa syna? Czy go wesprzeć? Ehh…

Dodatkowo od pierwszej sceny, w której w tle pokazano zdjęcie syna Nancy i flagę amerykańską,
zastanawiałam się jakie to będzie miało znaczenie dla filmu i nie pomyliłam się, temat
poległego żołnierza przewijał się nieśmiało przez cały film by w końcowej, maksymalnie
wzruszającej scenie, gdy wszystkie niedowiarki nagle uwierzyły w podróż chłopca, a Colton
zobaczył jak niebo się otwiera, syn objawił się rodzicom.

Nie przeczę, że historia jest piękna i wzruszająca. Taka ma być. Szkoda tylko, że to o czym miał
być ten film zepchnięto na drugi plan, przede wszystkim ukazując samego pastora. Dla mnie to
było dość egoistyczne.

Historia Coltona porwała miliony ludzi na świecie, ale czy ktoś z nas nie marzy o miejscu, w
którym jest lepiej? Czy w czasach, gdy Bóg często jest lekceważony, negowany i nie brany serio,
osoby wierzące nie szukają kurczowo czegokolwiek aby podtrzymać swą wiarę?
Czy Kościół nie próbuje wszelkimi sposobami podtrzymać autorytetu Boga, który w dzisiejszych
czasach już nie budzi trwogi?
Tutaj się to udało, poruszono ludzi świadectwem chłopca ujętym słowami jego ojca, który
zawodowo zajmuje się podtrzymywaniem wiary w ludziach.

Mi niestety sposób przedstawienia tej historii kojarzy się z technikami manipulacyjnymi
stosowanymi przez sekty. Nie tego się spodziewałam. Przez większość czasu miałam wrażenie,
że ktoś próbuje wyprać mi mózg, przekupić mnie wizją szczęścia.
Na mój sceptycyzm w odbiorze zapewne wpłynęła cała ta cudowność wspólnoty mieszkańców
miasteczka, ich bezkresna dobroć, wiara i na swój sposób bezinteresowność, które nadają
opowieści wręcz nierzeczywisty, utopijny charakter. Pokazano nam niebo na ziemi.

Może ciut chaotycznie opisałam co myślę o tym filmie, kilka kwestii z resztą pominęłam ale
starałam się w miarę krótko opisać co myślę o kolejnym typowo religijnym filmie, jaki ostatnio
obejrzałam. Jeżeli ktokolwiek doczytał do końca to bardzo dziękuję za cierpliwość ;)

ocenił(a) film na 4
Lili89

Doczytałam do końca i w sumie nie muszę nic dodawać. Wszystko co tu napisałaś, zgadza się w stu procentach z tym, co myślę ja :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones