Mam problem z tym filmem. Pomijając rażące amerykanizmy, nie mogę zrozumieć postawy pastora i reakcji rady kościelnej. Przecież był to od początku człowiek wierzący, co prawda podchodził sceptycznie do opowieści syna, ale nigdy publicznie swojemu sceptycyzmowi nie pozwolił dojść do głosu. Dlaczego więc rada parafialna chce z niego zrezygnować? Dalej, czemu pastor paradoksalnie zaczyna mieć problemy z swoją wiarą, skoro to co mówi syn zupełnie nie wykracza po za to w co wierzy pastor? Może coś mi umknęło.
to taka jak by hipokryzja :) niby tak wierzą a jak spotykają się z jak by prawdą i tym jak jest faktycznie, to nagle uwierzyć już nie mogą...
jestem ciekawa na co pastor przeznaczył pieniądze zarobione na wydaniu książki...