Film opowiada o milosci i przeznaczeniu. Calośc tematu potraktowana jest bardzo "prosto" (czyt. wyciszająco, stonowano), bynajmniej film zaskakuje na kazdym kroku - + dla scenariusza. Metoda, której użył Tykwer, jest powtórzona przez Fillippa: "ojciec zawsze mawiał, że w ostatnim momencie, należy zrobić coś czego nikt się nie spodziewa" (jakoś tak to było :). I tak jest w tym filmie, patrzymy na poczyniania bohaterów, a ja probuje ich zrozumiec. Z czasem poznaje, że główna bohaterka to krucha istota, tchórzliwa szukająca ukojenia w zemscie. Jednak los sprawia, ze uzycie bomby, to pójscie na łatwizne, w życiu nie mozna liczyć na fart losu. Każdy człowiek jest kowalem wlasnego losu i o tym przekonala sie bohaterka, poczym cale jej zycie uleglo zmianie, gdy stala sie wyrocznia dla innego czlowieka (ludzi). Na szczęscie w jej zyciu pojawia sie ktos zupelnie obcy, ktory potrafi jej pomoc i wzbudzic (wskrzesic?) w niej milosc, a tym samym odciagnac od przepasci, ukoic brzemię poczucia winy. To sprawia, ze razem zdobywaja niebo. Interesujace role Blanchet i Ribisi sprawiaja, ze film nabiera metafizycznego znaczenia i stawia milosc w nowym swietle we wspolczesnym swiecie - tu nie wazne sa imiona, daty urodzenia, personalia, to kim jestesmy w spoleczenstwie - wazne jest natomiast to co druga osoba robi dla drugiej. Jest to jeden z tych filmów, w którym muzyka nie znajduje sie tu przypadkowo. Każdy takt, dżwięk ma wyznaczone szczególne zadanie. Tykanie zegara - nieznosne, naskorkowe mrowienie oznajmiajace niezwykle napiecie, fortepian - blogosc, spokój, refleksja, szczęscie; skrzypce (nie wiem czy napewno skrzypce, ale chodzi o efekt, który da sie zauważyc) - nagly skok napiecia, groza, strach o to co zdazy sie za chwile, aż w koncu helikopter - wyzwolenie. Kluczem do zrozumienia filmu jest jego odczucie - mozemy identyfikować się z bohaterami, lub ich potępić.
Fly Away
To opowieść o granicach przekraczania własnych niepisanych norm i praw, postępowania w zupełnie irracjonalny i nieakceptowany przez innych sposób, by poznać smak miłości. Miłości niecodziennej, niepojętej i niemalże niemożliwej, zrodzonej w sytuacji ekstremalnej, dla której głowni bohaterowie gotowi są na na ucieczkę, jednocześnie zdając sobie sprawę, że to konspiracyjne uczucie nie mające szansy istnienia, gdyż nie da się nigdy tak do końca uciec od tkwiącej w nas odpowiedzialności za wyrządzone zło oraz obecnych nieustannie wyrzutów sumienia. Jednak mimo wszystko oboje rzucają wyzwanie światu, łamiąc wszelkie zasady i wybierając los uciekinierów, po to aby choć na ułamek sekundy pozostać jeszcze razem, lecz przede wszystkim aby odnaleźć swój własny skrawek Nieba...
Choć w dużej części zgadzam się z Twoim niewymownie intrygującym i doskonałym komentarzem, to jednak mnie pozostał jednak pewien niedosyt. Mimo że w całym filmie Tykwera daje się odczuć atmosferę filmów Kieślowskiego, pełną niejednoznaczności, pozornie przypadkowych zdarzeń determinujących los głównych bohaterów czy też wspaniałej i jak to ująłeś 'nieprzypadkowej muzyki', choć film zawiera w sobie wiele pytań o granice poświęcenia się dla drugiej osoby w imię miłości oraz ukazuje otaczający pesymizm dwójki uciekinierów, to jednak po obejrzeniu Nieba pozostaje lekkie uczucie zawodu oraz nie do końca wykorzystanej szansy przeniesienia na ekran wszystkich obecnych w scenariuszu detali. Gdyby reżyser pokazał pełniej co tak naprawdę połączyło głównych bohaterów, że zdecydowali się na tak desperacki krok jak ucieczka aby móc być razem, gdyby bardziej skupił się na ich wzajemnym uczuciu, to film Tykwera nabrałby jeszcze większej mocy oddziaływania, stałby się na pewno bardziej wieloznaczny i o całe Niebo lepszy!