Klasyk, klasyk i jeszcze raz klasyk, tak chyba najkrócej można określić to wspaniałe dzieło Wolfganga Petersena. Żaden inny film nie kojarzy mi się tak dobitnie z dzieciństwem jak właśnie ten obraz. W sumie film widziałem już… parędziesiąt razy, ale za każdym razem gdy tylko nadarzy się sposobna chętnie do niego wracam i zdarza się nie raz, że niektóre kwestie powtarzam już razem z aktorami ;) To właśnie za sprawą filmu Wolfganga Petersena zrodziła się we mnie fascynacja klimatami fantasy, która z upływem lat tylko przybrała na sile.
Bastian (Barret Oliver) jest małym zagubionym chłopcem, który po śmierci matki nie może dogadać się z ojcem. Jest typowym przykładem samotnika, nie ma jakichś bliższych znajomych, a jego jedyną pasją są książki, dzięki którym może choć na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości. Pewnego razu uciekając przed dręczącymi go łobuzami trafia do antykwariatu z którego ‘pożycza’ książkę, która go zaintrygowała. Książkę, która jak się okazuje jest bramą do świata Fantazji, w którym wszystko jest możliwe. Od razu dowiadujemy się, że światu temu grozi zagłada, jak się później okazuje jedynym ratunkiem dla niego jest czytający tę opowieść Bastian. Początkowo chłopiec tylko po przez czytanie towarzyszy indiańskiemu wojownikowi Atreyu (Noah Hathaway), który nawiasem mówiąc jest w wieku czytelnika w misji ocalenia Fantazji, jednak później to on staje się głównym bohaterem tej zapierającej dech w piersiach przygody.
Od strony bardziej technicznej „Niekończąca się opowieść” to przede wszystkim ponadczasowa ścieżka dźwiękowa, bo któż z nas nie słyszał jeszcze piosenki „Never Ending Story” w wykonaniu Limahla? Ze świecą takiego delikwenta szukać… Chociaż od premiery filmu minęło już prawie ćwierćwiecze, a obecne efekty specjalne deklasują te zawarte w obrazie Wolfganga Petersena to, to z czym stykamy się w filmie wcale jakoś nie razi, wręcz przeciwnie, w dalszym ciągu dodaje uroku i buduje niepowtarzalny klimat.
Chociaż to niby Bastian grany przez Barreta Olivera jest w filmie głównym bohaterem, to jednak zdecydowanie więcej widzimy Noaha Hathawaya, jakby nie było obaj po mimo młodego wieku grają na prawdę przekonująco. W drugim planie nie ma już jednak wielu aktorów, spowodowane jest to głównie tym, że w dużej mierze drugi plan zdominowały różnego rodzaju stworzenia z krainy Fantazji, które w większości zostały w jakiś tam sposób wykonane. Jednak zdecydowanie warto wyszczególnić Thomasa Hilla w roli przebiegłego na swój sposób sprzedawcy z antykwariatu, a także rolę Tami Stronach, która wcieliła się Cesarzową krainy Fantazji. Warto także nadmienić, że występ w tym filmie był jej debiutem, a także… jej ostatnim filmem, cóż osobiście żałuję, że nie zajęła się aktorstwem.
Próbuje sobie odpowiedzieć na pytanie czy „Niekończąca się opowieść” jest jeszcze w stanie, mimo tych już dwudziestu czterech lat na karku zauroczyć kolejne pokolenia widzów? Biorąc pod uwagę fakt, że obecnie dzieci wolą oglądać „Transformersy” czy inne „Pokemony”, a na słuchanie czy czytanie baśni jakoś czasu im brak, obawiam się, że może być z tym różnie… Jednak gdzieś tam jeszcze głęboko wierze, że ta wewnętrzna magia jaką ten film emanuje zarazi jeszcze nie jednego szkraba, tak jak i mnie przed laty ;) Polecam!