W dzieciństwie każdy z nas kreuje swój idealny świat, ten w którym jesteśmy bezpieczni, który byłby idealnym domem, w którym zamykamy się w chwili naszego smutku. Ta imaginacja jest swoistą płachtą na cierpienie, które nas dotyka, które staramy się w ten sposób odsunąć, jednocześnie budujemy w ten sposób krainę fantazji. Tyle tylko, że w dzisiejszych czasach chyba za bardzo boimy (a może nie chcemy) się marzyć. Ciekawe dlaczego?
Film Petersena przesiąknięty jest marzeniami. I nawet archaiczna plastyka nie przeszkadza, by delektować się tą ponadczasową opowieścią. Bo w przeciwieństwie do wszystkich nowych Narnii, czy Eragonów, opowieść o rozpadającej się fantazji, posiada coś, co powinno być szkieletem podobnych opowieści o rodowodzie fantasy, a czego brak dziś podobnym filmom. Posiada…duszę !!
Moja ocena - 7/10
Dziękuje Ci, że to napisałeś - nie wiem jak można by było ująć to inaczej. Zgadzam się z tobą w 100%. Film magiczny, wyzwalające w młodym człowieku (i nie tylko) olbrzymie emocje - mało jest takich filmów w których radujemy się i cierpimy wraz z bohaterami. Moja ocena 9/10.
Ps. Szkoda że już nie kręcą takich filmów...
pozdrawiam