Poczytawszy o filmie co nieco (nie na FW), a potem film ten obejrzawszy mam wątpliwości czy czytałem o tym, co potem widziałem. Film zbiera pochwały, a tymczasem na mnie sprawił wrażenie średniaka z niższej półki. Po pierwsze - odwołania do "Ringu" bardziej niż oczywiste, co czyni film wtórnym, po drugie - ciężkawa, trudna w odbiorze narracja i brak dynamiki powodują, że z ekranu powiewa nudą i po trzecie, a może po zerowe, naiwny, ograny scenariusz (jak śmie ktoś to porównywać do Kinga!).
Oglądania nie ułatwia też charakterystyczna dla kina azjatyckiego obsada - Japoneczki ładniutkie, ale jak wszystko co japońskie, jak z taśmy produkcyjnej (wszystkie identyczne).
W filmach koreańskich, chińskich i japońskich sprzedawanych na rynek zachodni, aktorzy powinni nosić kolorowe czapeczki lub przynajmniej opaski - to znacznie upraszczało by ich odbiór.