Drive gatunku science-fiction tylko zamiast Gosslinga mamy Cruise'a. Dlaczego Drive? Bo Oblivion to audiowizualna uczta. Nie wiem jaki był budżet ale wiele scen powala. Zniszczona i zarośnięta ziemia, modele pojazdów, nawet stroje. Do tego kapitalne udźwiękowienie. Muzyka w tle, odgłosy dronów, statków kosmicznych - wszystko to buduje niesamowity klimat staro-szkolnego sci-fi. Momentami widać inspiracje Moonem, momentami Matrixem, jest nawet nawiązanie do Top Gun (okulary!). Niestety brakuje jednego elementu - dobrego scenariusza. Fabuła jest bardzo nierówna. Na mój gust za mało sci-fi za dużo ckliwości i miłości. Ktoś chyba nie mógł się zdecydować i dał wszystkiego po trochę. Nie wyszło. Wiele niepotrzebnych scen sprawia, że momentami patrzyłem na zegarek. Chyba nie o to chodzi. Filmy, które są efektowne ale kuleją fabularnie przechodzą do historii tylko jeśli trwają maksymalnie półtora godziny. Jeśli zdążą znudzić - nie ma litości. W Oblivionie im więcej wiedziałem tym bardziej robiło mi się przykro. Ktoś miał kilka fajnych patentów ale nie znalazł dobrego sposobu na połączenie. Końcówka rozczarowuje już naprawdę mocno. Raz można obejrzeć ale nie jest to pozycja obowiązkowa.