Na początek - aktorstwo. Nie mam co do tego dużych wymagań. Aktorzy z seriali TVN są dla
mnie wystarczająco przekonywujący. Ale tu bohaterowie są wkurzający. Dwie gówne bohaterki
przez cały film patrzą na wszystko z przerażeniem. Jack stoi w pokoju O.O , Jack leci
samolotem O.O Jack idzie O.O Jacka porywają "kosmici" O_O ...... O.O O_O O.O O_O I tak
cały film. Na sam widok jednej albo drugiej rosło mi ciśnienie. Dziękujmy Bogu za Toma
Cruise, który ratuje film. A Morgan Freeman? Jeden z najlepszych aktorów, który w niemal
każdym filmie, w którym gra potrafi stworzyć ciekawą postać pojawia się na ekranie może na
pięć minut. A te wkurzające baby musimy oglądać niemal cały czas.
Klimat... a właściwie jego brak. Liczyłem na porządne post-apo. Dwa zardzewiałe statki i
zniszczony most na kilka sekund to... za mało.
Muzyka - soundtrack, który powinien być podniosły i ładnie komponować się z krajobrazami
działa jak kołysanka i nie zapada w pamięć.
Efekty specjalne spoko, chociaż w fotel nie wgniatają.
Fabuła źle poprowadzona. W pierwszej połowie filmu nuda. Potem natłok wątków i wydarzeń
bez ładu i składu. Wciąż nuda. Pomysł naprawdę dobry, ale źle rozłożony w czasie. Punkt za
pomysł, dwa za Toma. Film słaby.