Amerykanie w dobie odgrzewania kotletów pokazali nam tym razem ich wizję azjatyckiego horroru "Historia o dwóch siostrach". Wyszło im to nawet nienajgorzej, choć niestety, Hollywood dalej nie potrafi oddać sztuki mroku i fobii jakie prezentuje Azja. Jednak może zacznijmy od początku, gdyż obraz nie jest pozbawiony zalet.
Pierwszą z nich są zdecydowanie zdjęcia oraz montaż. Naprawdę porządnie wykonane, jak na kino klasy B, z gracją ukazują mroczne zakamarki fabuły. Zważywszy iż mamy tu do czynienia z thrillerem, nie oczekujmy, że scenarzyści wrzucą nam tabun ciasnych pokoi, których ściany zalewają strumienie krwi. Takich motywów tutaj nie znajdziemy za to jest wiele sekwencji pokazujących umiejętnie grę światła i cienia oraz ciasnotę psychiczną głównej bohaterki - Anny. I tu pojawia się pierwszy zgrzyt, a mianowicie nasza główna postać.
Emily Browning, która wcieliła się w postać Anny, nastoletniej dziewczyny opuszczającej zakład psychiatryczny po tragicznej śmierci matki, zagrała naprawdę niemrawie. Nie wykrzesała ze swej bohaterki praktycznie żadnych większych emocji, pokazując jedynie na zamianę dwie miny. Dodatkowo wypowiadane przez nią kwestie też nie wzbudzają u widza jakiejś ufności czy przekonania. W efekcie przez niemal cały film mamy plączącą się po ekranie, rozchwianą emocjonalnie nastolatkę, która szuka swego buta, bo wydaje jej się, że chyba go zgubiła. Dopiero w ostatniej scenie panna Browning pokazała prawdziwe aktorstwo i aż miło się oglądało jej "niewinną" twarzyczkę.
Reszta postaci co prawda gra dużo lepiej, zwłaszcza przyszłą macocha w której postać wcieliła się Elizabeth Banks. Dzięki niej przynajmniej możemy ze spokojem oglądać film, gdyż ta charakterystyka została bardzo porządnie dopracowana. A jeszcze lepiej zagrana, naprawdę wielki aplauz dla pani Banks za tą rolę, gdyż wniosła do obrazu niemal całe życie. Szkoda tylko, że scenarzysta drastycznie zepchnął na ostatni plan ojca Anny. Postać ta niosła w sobie bardzo duży ładunek pozytywnej energii i życia, jednak jego rola w sumie ograniczyła się do bycia tłem. Odbiło się to wyraźnie na całym obrazie i widz nieraz to odczuwa.
Jeśli idzie o sam scenariusz to nie jest on jakiś wysokich lotów, jednak mimo to przyjemny i co najważniejsze - przejrzysty. Jak na remake ma rzeczywiście sporo podobieństw do oryginału, jednak nie przeszkadza to kompletnie w oglądaniu filmu, nawet jeśli ktoś wcześniej widział pierwowzór. Muzyka również nie jest zła, lekka przyjemna i dobrze dobrana do danych sekwencji w filmie. Dzięki temu otrzymujemy zgrabnie zrobioną otoczkę, osłaniającą typowy amerykański thriller, z nietypowym i naprawdę zaskakującym zakończeniem. Osobiście polecam obejrzenie "Nieproszonych gości", zwłaszcza jeśli szaruga za oknem szaleje, a w domu nie ma nic do roboty.
O proszę jaka konstruktywna ocena...hmm
Co do Anny w tym filmie to chyba trochę nie w tę stronę...Biorąc pod uwagę okoliczności w jakich znalazła się bohaterka ,śmierć mamy ,potem szpital psychiatryczny ..to wszystko skumulowało w niej negatywne stany psychiczne i emocjonalne...Niestety po takich przeżyciach i ciężkich problemach z psychą trudno okazać jakiekolwiek emocje gdyż jesteśmy z nich po prostu wyzuci i trudno jest tryskać szczęściem i odpowiadać mimicznie na jakiekolwiek stany...Potrzeba czasu by wszystko się ustabilizowało i wróciło do normalności i dlatego myślę że właśnie takie było założenie by rola Ann była taka oschła ..
Ojciec faktycznie się w tym filmie "nie liczył" ale to dlatego że właśnie nie miał się angażować ,on po prostu miał sobie być i nic więcej..Chodziło o to by widz głownie skupił się na dziewczynach i Rachel..Gdyby były momenty żeby miał przebłyski świadomości i uwierzyłby w jakimś stopniu Ann i Alex film byłby zbliżony do tysiąca już innych filmów i pewnie tego chcieli producenci w dużym stopniu uniknąć.Byłoby za bardzo cukierkowo i mniej oryginalnie przez co film by wiele stracił...
Da mnie film ładnie składa się jako całość...Nie ma tego niedomówienia kiedy zadajemy sobie pytania na które pewnie nawet reżyser nie miałby odpowiedzi bo nie widziałby co wymyślić mając świadomość że zrobił tak nie trzymający się kupy film...
Wspominasz także o muzyce i dobrze napisałaś także do tego nic nie dodaję...Od razu zwróciłem uwagę na muzykę bo dawno już tak dobrze dobranej w filmie nie słyszałem...tworzy klimat jak za dawnych czasów:p...