Jest mi niezmiernie przykro wystawić tak niską ocenę jednemu z moich ulubionych, w sumie nie chceM, ale muszeM, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Dla mnie to popłuczyny choćby "Wszystko gra" - ten Dostojewski, zbrodnia, kwestie moralności, zblazowania... a to, że Allen cytuje znów samego siebie nie jest wcale "allenowatością" ale banałem wyeksploatowanym do granic możliwości. Nic mnie w tym filmie nie zainteresowało (no może poza głównym bohaterem, a raczej aktorem go grającym), ani nie rozbawiło, nie miało tego "czegoś". Moja ulubiona "Annie Hall", czy nawet "Vicky Cristina Barcelona"...gdzie jest ten Allen? Może zamiast wypuszczać 1 film na rok, wypuszcza je co 10, ale gdy rzeczywiście ma coś do powiedzenia.... :/