Nie sądziłem że kiedykolwiek powiem coś takiego ale jednak. Pomimo tej całej gwiazdorskiej obsady z przykrością stwierdzam że w większości przypadków aktorzy pasowali do swych ról jak przysłowiowa pięść do nosa. Robert De Niro - jeden moich ulubionych aktorów min. za zdawałoby się podobną rolę w "Chłopakach z Ferainy" jako Al Capone kompletnie spaprał robotę. Podobny zarzut w stronę Shawna Connery a o Costnerze to już szkoda w ogóle wspominać. Całość ratowali jedynie Billy Drago i Andy Garcia.
Faktem jest że serial oglądałem jako pierwszy dlatego być może trudno mi się przestawić na inny wizerunek bohaterów filmu - aczkolwiek wciąż będę się upierał że Wiliam Forsythe dużo lepiej grał Ala Capone, a duet Tom Amandes (Eliot Ness) i John Rhys Davies (Malone) idealnie sprawdził się w roli agentów federalnych.
Druga sprawa to fabuła - w serialu było trochę perypetii nim wsadzili Caponea do mamra - ciągneło się to dość długo ale tak właśnie powinno być z kolei we filmie "jak mówili tak zrobili" - wystarczyły dwie spektakularne akcje i było po sprawie. Wiem że film nie może być zbyt długi ale zabrakło w nim choćby kilku prasowych migawek pokazujących że czas płynie a wojna się toczy.
Kolejny zarzut w stronę filmu to scena z wózkiem (ta słynna którą zdaje się parodiowano w Nagiej Broni) - sama akcja była w miarę ok ale zanim zaczęło się dziać nudą trąciło niemiłosiernie (za bardzo przeciągneli)
Następna sprawa jest taka - Capone choć był gangsterem miał rodzinę i jak każdy człowiek swoje przekonania, uczucia i wątpliwości tymczasem na tym filmiku był po prostu typowym "Panem Złym" i nic poza tym. Innymi słowy facet robi źle i tyle o nim wiemy (do niczego).
Różnica na plus dla filmu była taka że we finale Capone poszedł siedzieć na dośc długo a w serialu (jeśli dobrze pamiętam) wsadzili go zaledwie na rok (ciężkich robót - ale wciąż jest to tylko rok).
Podsumowując - nie daję więcej niż 7/10 - tylko tyle i aż tyle...