Film ogólnie na 5/10.
Całość jest mocno naciągana. Już lepiej jakby przeżyła, bo czołganie się po łóżku i zdechnięcie było po prostu kiepskie. Główna postać bohatera przez cały film wkurzała mnie swoim nieustannym cwaniactwem na mordzie. A główna bohaterka, największa piękność, mogłaby co najwyżej koty straszyć, bo taka kruszynka to mogłaby głowy z lalek urywać. Skopała człowieka, a potem chadza sobie po jego chacie i wyleguje się w jego łóżku i ogląda sobie pamiątki z wakacji. Nie dało się tego oglądać.
Film miał potencjał. Nawet jak drewno grało.
a jakoś wytrwałem do końca (w scenie w pokoju lać mi się chciało, że każdy może sobie chadzać po domu Nicka. I jeszcze te wspominki z wakacji). Ale scena w szpitalu, gdy Annie się położyła koło niego mnie rozwaliła. A gdy Nick otworzył oczy i rzekł do niej "I see U", wiedziałem już wszystko. To jest po prostu szwedzka (zangielszczona, ale nie widziałem szwedzkiego oryginału), megaodjechana, artystyczno-kryminalna wersja "Awatara". Cameron w grobie by się przewrócił. Ze śmiechu. Gdyby nie żył.
ta, tym bardziej, że ten film powstał przed avatarem...a szwedzka wersja jeszcze wcześniej.