Obejrzałbym tylko i wyłącznie oryginalną wersję (tj. szwedzki film) ale jako że ważna dla mnie osoba mi poleciła i pożyczyła ten film, to obejrzałem właśnie amerykańskiego "Niewidzialnego".
Mam mieszane uczucia co do tego filmu.
Niby dobry montaż i kamera, film trzyma w napięciu, rewelacyjna postać Annie (pomimo iż jej, w pewnym sensie "przemiana" była dość sztuczna i stała się tak nagle), ale jakoś specjalnie ten film nie przekonał mnie do siebie.
Okropnie nie podobał mi się główny bohater, a raczej gra aktorska pana Chatwina (czy jak mu tam) ---(SPOILER)--- oczywiście jak to przystało na amerykańskie kino - happy end musi być (KONIEC SPOILERA) ale najbardziej raziła mnie muzyka. Czasami czułem się jakbym oglądał jakieś "high school musical", a nie thriller. Typowa młodzieżowa muzyka gwiazdek które udają że grają rocka. Wiem że zaraz polecą komentarze - ale to chodzi żeby ukazać realizm, że taka muzyka to się ze szkołami kojarzy i w ogóle to fajnie wyszło... NIE ! Mnie jedynie łapała sraka kiedy słyszałem tak okropnie dopasowaną muzykę.