... a przynajmniej niezły. Dawno się tak nie bawiłem, jak na najlepszej komedi. Wszystko w tym filmie jest złe, wybuchy i strzelaniny rażą sztucznością, dialogi (zwłaszcza rozmowa w samolocie po uwolnieniu Doc'a) czerstwe jak dwutygodniowe bułki, fabuła jest tak głupia, że aż zęby bolą (Stonebanks jest bardzo groźnym przeciwnikiem, dlatego Barney rezygnuje z usług doświadczonych zabijaków i zbiera bande nieopierzonych niezgranych mlokosów - rewelacyjny pomysł), ale... Salwy śmiechu i dobra polewka z coraz bardziej idiotycznych rozwiązań rewanżują to :)
Brawa należą się Gibsonowi (na tle pozostałych kolegów z planu wypada niczym aktor wybitny) i Arniemu za słynne "Get to the czapaaa!". Banderas za to ma strasznie idiotyczną i irytującą rolę do zagrania, wkurza niczym osioł ze Shreka podniesiony do 3 potęgi.