Wiele się nie spodziewałem (przeczucie?) i wiele nie dostałem... paradoksalnie filmowi zaszkodził chyba przesyt gwiazd - od pewnego momentu tylko się człowiek zastanawia: "kurde, ta jeszcze zaśpiewać musi i tamta...", gdzieś w tym wszystkim zagubiło się przesłanie filmu który stał się zwykłym, monotonnym, teledyskiem... dobrze zagranym, ładnie nakręconym (bo i zdjęcia i choreografia i kostiumy są godne pochwały) ale tylko teledyskiem...
Na plus świetne, choć nie do końca wykorzystane, Sophia Loren, Judi Dench i Fergie (która, sam nie wierzę że to piszę, jest całkiem niezłą aktorką)... in minus Kate Hudson (która nie pokazała nic) i, w moim odczuciu, postać zagrana przez Penélope Cruz która wydała mi się po prostu nieautentyczna (i to nie z winy aktorki)...
Osobne słowa krytyki należą się muzyce: Nine to musical. W musicalu ważną rolę pełni muzyka. Tu nie pełniła, niestety - tylko dwie piosenki (śpiewane przez Saraghinę i matkę Guida) wpadły w ucho, dotarły do mnie etc... to zdecydowanie za mało...
Reasumując: daję 5/10 - więcej dać, niestety nie mogę...