Demony z Hull House powracają, by straszyć, bryzgać mazią zieloną i szczerzyć krzywe kły.
Kontynuacja "Nocy..." raczej nikogo nie powinna przesadnie rozczarować: dostajemy tutaj w zasadzie to wszystko, co mogło się podobać w części pierwszej. Jak dla mnie, sporym mankamentem było w tym przypadku zwiększenie dawki humoru: nie to, żebym miał coś przeciwko horrorom robionym z przymrużeniem oka, jednak w filmie Trencharda-Smitha dowcip jest tak czerstwy i głupawy, że miast śmieszyć, wywołuje zażenowanie. Przykład? Proszę bardzo: wymachująca linijką niczym szpadą zakonnica, która nieoczekiwanie przeistacza się w nieustraszoną pogromczynię diabelskich pomiotów. Na tym, jakże "wysokim" poziomie, utrzymana jest większość żartów, co w połączeniu ze zwyczajowym zanikiem inteligencji u nastoletnich bohaterów, daje całkiem pokaźnych rozmiarów festiwal zdebilenia. Znajdzie się parę scen, które powinny przypaść do gustu miłośnikom umiarkowanych "obrzydliwości" oraz szczypta golizny. Tym samym, klimat wciąż jeszcze bardziej "eighties", niż "nineties", wiele więc jestem w stanie wybaczyć, co nie zmienia faktu, że obiektywnie patrząc, jest to po prostu kiepski film.