Ciężko doświadczona weteranka wojenna, policjantka i kobieta z drewna w jednej osobie, usiłuje złapać stwora z indiańskich legend. Trzeba toto zajechać w kark nożem z kości wilka, upolowanego ongiś przez francuskiego żołnierza. Dlaczego? Bo tak to umyślił scenarzysta Aaron Russman. Legendarny maszkaron włóczy się po cmentarzach i ruderach, masakruje ludzi, którzy źle traktowali przyrodę i to jest wątek proekologiczny. Obraz jest jednocześnie horrorem, filmem akcji i kryminałem, czyli luźną kompilacją zagadnień, które kiedyś nurtowały Aarona Russmana. Druga połowa jest zasadniczo taka sama, jak pierwsza, czyli bardzo dobra, z tym, że w pierwszej daje się wyraźnie odczuć brak retrospektywnej sceny ataku rekina ogłuszonego przez bohaterkę ciosem karate; w drugiej natomiast doskwiera pominięcie wątku porwania przez UFO serbskiego zbrodniarza wojennego, podejrzanego o przemyt dzieci kukurydzy. Poza tym wszystko się zgadza, ogląda się to przyjemnie i żadne zbędne myśli nie rozpraszają w trakcie seansu. Dużym atutem produkcji są bez wątpienia oprawa muzyczna i plakat. Co do tego ostatniego, warto się chwilę zadumać, kontemplując spojrzenia postaci – uważny kinoman bez trudu dostrzeże w nich ból istnienia, rozterki moralne, pytanie o sens udziału w projekcie, ale też nadzieję na lepszą przyszłość branży filmowej i środowiska naturalnego. Mnie bardzo wzruszył śmigłowiec bojowy, dyskretnie podkreślający subtelną grę światła na włosach Jesi Jensen, zaś wsłuchując się w muzykę towarzyszącą napisom końcowym, mój mąż przerwał na dłuższą chwilę spożywanie rosołu, dzięki czemu przeżyliśmy jedną z tych magicznych chwil, które jakże często wspomina się po latach, wracając pamięcią do wspólnych doznań filmowych. Pragnąc uhonorować twórców, wykonaliśmy razem z dziećmi przestrzenną pracę plastyczną, zatytułowaną po prostu: A SAM LOGAN KHALEGHI FILM DEVIL’S NIGHT: DAWN OF THE NAIN ROUGE.