Film niestety mnie zawiódł. Spodziewałam się czegoś lepszego, spodziewałam się opowieści przebijającej wszystkie inne filmy opowiadające o miłości lesbijskiej. Zacznę może od muzyki - absolutnie mnie urzekła, z pewnością dodała klimatu filmowi i sprawiła, że film nabrał trochę "ciepła". Osobiście film wydał mi się chłodny, z lekka drętwy (z powodu drętwych dialogów) i naciągany do granic możliwości. Piękna Natasha, piękna scenografia i zakończenie, które można zinterpretować na swój własny sposób sprawiają, że dzieło to oceniam na 4. Jeśli ktoś lubi filmy o tematyce homoseksualnej - warty obejrzenia, ale raczej nic szczególnego nie wnosi (no może poza kilkoma ujęciami przepięknego ciała Natashy).
Ja również spodziewałem się czegoś więcej, ale ogólnie film dobry.
Jak chodzi o dialogi, to choć oczywiście nie były najwyższych lotów, to właśnie przez to, że takie były, to wprowadziło to realizm. Bo powiedzmy sobie szczerze, że często w filmach są one zbyt ładnie ułożone, jak na to, jak w rzeczywistości mówimy i się zachowujemy.
A tutaj dochodziło jeszcze to, że to była Rosjanka i Hiszpanka i nie miały idealnego akcentu amerykańskiego. Ale przez to było to bardziej naturalne.
Ja też obejrzałam ten film głównie dla pięknej Nataszy. Wszystko było by super gdyby nie jej sztuczne piersi (nie poruszały się w ogóle i w jednej ze scen widziałam blizny po operacji wszycia implantów). Może to nic istotnego ale jestem fetyszystka kobiecego piękna. Gdyby miała szersze biodra i naturalne, duże cycki było by idealnie. Bo jest fajnie wysoka. Za to ta niższa aktorka miała naturalny i duży biust aczkolwiek dla mnie mniej atrakcyjna jako ogół
Piękno to pojęcie względne. To nie jest film porno, tutaj nagość to alegoria. Oglądanie "Nocy w Rzymie" tylko dla scen erotycznych lub tylko dla wątku LGBT to ignorancja wobec całej koncepcji, która oferuje znacznie więcej ciekawych doznań.