Jeśli dla kogoś ten film był nudny, to pewnie przyzwyczajony jest do kina akcji, gdzie widzimy 5 wybuchów i 3 strzelaniny w jednej minucie. Jako wrażliwa osoba - w tych spokojnych kadrach, w ciszy, w nieoczywistych dialogach – zobaczyłam prawdziwie wzruszające piękno. Bohaterki można postrzegać jako uosobienie wszystkich kobiet, a może nawet wszystkich ludzi. Każdy z nas ma przecież swoją historię, każdy trzyma w sobie jakąś traumę. Każdy próbuje czasem udawać kogoś, kim nie jest. Film pięknie opowiada o relacji dwóch kobiet, które z każdą sekundą łączy coraz silniejsza więź. Staje się to pasjonującą grą – bohaterki manewrują między prawdą, a fałszem, próbując rozgryźć się nawzajem. Z każdą minutą odkrywają o sobie więcej, coraz bardziej się przed sobą otwierają. Sceny erotyczne i nagość stają się tutaj tylko symbolem intymności, tego mentalnego „rozebrania się” przed drugim człowiekiem. No i to wszystko przeplatane historią, kulturą i sztuką. Symboliczną scenę w wannie uważam za ciekawy zabieg – może trochę kiczowaty, ale też nie tak zły jak niektórzy tutaj go przedstawiają.
Film stawia przed nami pytania – czym jest miłość? Ile może być warta jedna noc w stosunku do całego życia? Kim jesteśmy, a kim próbujemy być w oczach innych?
A te niskie oceny to chyba od mężczyzn, którzy poczuli się wykluczeni, że nie mogą dołączyć;]