Mojej rewizyty oscarowego kina amerykańskiego lat 70-tych ciąg dalszy. Wielki film. Jest ucieczka, walka o przetrwanie, walka z mało słodką rzeczywistością, odkrywanie własnej seksualności. Ponad tym widzimy przyjaźń - czystą, niewinną, naiwną a przez to ujmującą. Jon Voight [oryginalne usta Angeliny Jolie] - nie dosyć, że seksowny - to jeszcze cholernie dobrze gra prostego, poczciwego kowboja-poganiacza. Dustin Hoffman - klasa sama w sobie, igra z emocjami, kochamy go i nienawidzimy jednocześnie. Gdzieś na chwilę widzimy Vivę - muzę Warhola. No i muzyka Johna Barry'ego. Ukłony!
No i jest jeszcze niejaka Brenda Vaccaro w jakże milutkiej roli. Bardzo lubię tą aktorkę (choć tak mało filmów z nią widziałem) - pierwszy raz zobaczyłem ją właśnie tu i od razu polubiłem.
Zdecydowanie ukłony i szapo ba dla całej ekipy!
Skoro wspomniałeś o kinie lat 70., to "kowboj" kojarzy się z dwoma większymi dziełami Schatzberga: "Narkomani" i "Strach na wróble". Poza tym nieodparcie nasuwa się ciągle "Taksówkarz".