Podczas gdy pierwsze 3/4 filmu jest naprawdę niezłe i napawa widza optymizmem, że koniec będzie równie dobry, na końcu okazuje się, że jest... horror. I tu używam tego słowa nie jako nazwy gatunku, tylko jako synonimu słów "kaszana", "dramat", "żenada". Miałem wrażenie, że w ostaniej ćwiartce wycięto co drugą scenę, ponieważ skoki w fabule tylko jeszcze bardziej potęgowały uczucie frustracji. Można było zrobić naprawdę niezły film z tego materiału, lecz scenarzysta poszedł na końcu na totalną łatwiznę. A mogło być tak pięknie...