Na wstępie chciałbym napisać, że jest to moja własna interpretacja, nie jest ona jedna z tych "moja racja
jest racja najmojsza", więc nikt nie musi się tu ze mną zgadzać. To takie luźne przemyślenia.
No dobra, zacznę prosto z mostu. "Noe" to nic innego jak krytyka i wyśmiewanie Biblii. A czemu tak sądzę?
Ano stąd, że te wszystkie fantastyczne i dodane wątki których tak bardzo większość nienawidzi nie są ot
tak po prostu wepchnięte do filmu. Według mnie Darren czytając ten malutki, nieszczegółowy fragmencik
Pisma Świętego miał wielkiego, szerokiego, drwiącego banana na twarzy, a w jego głowie siedziało
pytanie "Poważnie?". No bo spójrzmy prawdzie w oczy. Stary facet i jego rodzina ot tak po prostu
zbudowała se arkę? Gigantyczną arkę? Właśnie dlatego Darrcio nasz kochany dodał kamienne olbrzymy.
Budowa czegoś tak wielkiego byłaby możliwa tylko z wykorzystaniem potężnego ludu. A Boska Książka
milczy, czy Noe był milionerem który dałby radę opłacić tylu ludzi aby zbudowali mu "łódkę taką dużą, bo
Bozia mi tak powiedziała że deszcz będzie". A i tak choćby to było tysiąc pięćset sto dziewięćset ludzi to
niezbyt chce mi się wierzyć, że daliby radę zbudować coś tak gigantycznego, biorąc pod uwagę, iż
prawdopodobnie ludzie w żyjący w czasach przedpotopowych* nie znali się raczej zbytnio na budowaniu
czegoś takiego. Zresztą czy oni się wtedy w ogóle na czymś znali**? Kontynuując wątek budowy, ludzie
narzekali też na moment z nasieniem z Edenu. "A takie coś nie istnieje! A tego nie było! A to nie tak!". No to
skąd Noe wytrzasnął tyle drewna? Szedł do lasu i wracał z powrotem? A nie zmęczył się czasem?
Nierealne to strasznie.
Druga sprawa, tym razem oszczędzę już tę nieszczęsną budowę. Tutaj zajmę się obłędem który dopada
tytułowego bohatera, bo wielu użytkowników też i tego wątku nie lubi. Bo niezgodny jest z oryginałem. No i
co z tego? Dla mnie takie zagłębienie się w psychikę Noego jest bardziej prawdziwe. Nie chce mi się
wierzyć, że człowiek, który raz dostał niejasną "wizję" od Boga od razu wiedział wszystko co zrobić, czego
nie robić, jak sobie poradzić, co ma się stać. To raczej ludzki odruch, że ktoś kto non-stop myśli tylko o tej
jednej rzeczy, w fanatyczny niemalże sposób będzie wykonywał to co mu powierzono. Nieraz słyszy się o
mordercach którzy twierdzą że "Bóg im tak kazał". Czemu Noe miałby się niby od nich różnić, skoro też był
tylko człowiekiem?
Trzecia sprawa. Bitwa o arkę. Czy Noe był sam na całej Ziemi? No nie był. Wystarczy iść na logikę, Bóg
chciał oczyścić świat z ludzi którzy się przeciw niemu zwrócili więc chciał uratować zwierzęta. Czyli Noe nie
był sam. No i nikt, absolutnie nikt nie wiedział, że Noe budował arkę? Absolutnie nikt nie zwrócił uwagi na
spełniające się przepowiednie o potopie? To normalne że ludzie przerażeni śmiercią próbowaliby dostać
się na ostatnią deskę ratunku. Przecież pan N. nie był chyba jakimś aspołecznym odludkiem żeby
mieszkać sam jedyny z rodzinką na drugim końcu świata gdzie nikt nigdy go nie widział i nikt nigdy by o
tym się nie dowiedział. Tak tylko nadmienię, że to aż dziwne że w oryginalnej historii nikt tam nie zauważył
tych wszystkich zwierząt które stadami wchodziły do jednej arki. To w ogóle nie jest podejrzane.
Absolutnie. Poza tym ta sprawa też się pokrywa z olbrzymami. W życiu bym nie podejrzewał że prosty
człowiek (przypuszczając że taka próba zdobycia arki się odbyła, tylko Książeczka o tym milczy) dałby radę
sam obronić taką gigantyczną budowlę przed całą armią ludzi!
Czwarta sprawa teraz. Bo rodzina Noe to dobra rodzina, więc ich Bóg oszczędził, ażeby od nowa ludzkość
stworzyła. I w teorii wszyscy teraz powinniśmy być dobrymi ludźmi, a tak zdecydowanie nie jest. Więc
wątek z Tubal-kainem na arce i jego morderstwo przez Chama nie było tak sobie wstawione. To też jest
krytyka Biblii, bo pokazuje że ten cały "nowy początek" w zasadzie się nie udał, patrząc na dzisiejsze czasy.
Więc to zepsute, "słodkie" zakończenie którego tak nienawidziłem zaraz po seansie w sumie patrząc na
kontekst całego filmu nie jest takie złe. Dla przeciętnego amerykańskiego widza-zjadacza popcornu i
nachosów to dobre zakończenie bo fajnie, szczęśliwie i w ogóle. I każdy tak je chyba odbierał zaraz po
seansie, niektórym to pasowało, innym nie. Ale ja się nad tym zastanowiłem i piszę jak według mnie jest,
a jest jak piszę. Czyli że to w zasadzie zakończenie niezłe, tylko ubrane w słodkie ramy, żeby Ci tam w
kraju Kolumba nie narzekali.
I tyle w zasadzie chciałem napisać, jak już na początku pisałem są to tylko luźne przemyślenia i nikt nie
musi się ze mną zgadzać. W każdym razie zachęcam do dyskusji co o tym sądzicie!
*A ciekawe jak to w tamtych czasach było. Może kiedyś przez tajemnicę wydany zostanie oficjalny prequel
Biblii ;)?
**Bo na pewno w tamtych czasach ludzie od razu sami się wszystko nauczyli, tak szybko, nagle i
doskonale, bez niczyjej pomocy :)
Zgodzę się praktycznie ze wszystkim, poza tym z zakończeniem.
Bo ono jest zwyczajnie tragiczne przez to, ze jest złe .
No a tak to Darrek odwalił kawał dobrej roboty, bo pokazał właśnie okrucieństwo Boga ze Starego Testamentu takim jakie jest , a nie zrobił nic antyreligijnego, jedynie urealistcyznił film.
I teraz niech wierzący zastanowią się czy Bóg skazujący ludzi na takie okrutne rzeczy był dobry.
Bo w ST(nie chodzi mi o tego ze Spockiem) są ciekawsze jeszcze rzeczy, jak odcinanie napletków i stosunek z córką.
Proszę nie blokować tego postu, bo w zaden sposób nie jest antyreligijny, jedynie stwierdza fakt
Mam nadzieję że jesteś świadomy tego że ja tu interpretuję to czym ejst film a nie to czy potop był prawdą czy nie
skoro to interpretacja to czemu zarzucasz cokolwiek wyobrażeniu reżysera? każdy mógł to zinterpretować inaczej.
słonie, nosorożce, żyrafy i małpy mogły mu pomagać ;) i bronić :P - nie trzeba do budowy takiej arki żadnych kamieniaków a dosadniej jak ktoś napisał w innym komentarzu "pumeksów" ;)
'Nie chce mi się wierzyć, że człowiek, który raz dostał niejasną "wizję" od Boga od razu wiedział wszystko co zrobić, czego
nie robić, jak sobie poradzić, co ma się stać' - jeśli wziąć pod uwagę to, co przekazuje nam biblijna Księga Daniela, pełna wizji, to poznanie znaczenia jest stopniowalne. Pełna świadomość jest zarezerwowana dla aniołów. Od strony ezoterycznej - jasnowidze wychwytują tylko ogólne zarysy miejsc, ludzi i zdarzeń.