Murnau operował głównie światłem i cieniem, bawiąc się nimi i układając w taki sposób, aby z każdego kąta i każdej ściany w zamku Nosferatu, w iście ekspresjonistyczny sposób wydobyć skrywający się w nich mrok. Przechadzający się w tej ciemności wampir, którego blada twarz oraz długie, kościste palce kontrastowały z otoczeniem, był ucieleśnieniem zła i śmierci, próżno zaś było tam doszukiwać się choćby iskry nadziei. Herzog czyni bardzo podobnie, również operuje światłocieniem, miejscami tworząc ujęcia niemal identyczne do tych z pierwowzoru. Ale efekt już jest inny. Kolor rozświetlający ponure zakamarki, które wcześniej skryte były w ciemności, teraz wywołuje zupełnie odmienny ich obraz. Autor zdjęć, Schmidt-Reitwein, błądzi kamerą po surowych, zimnych murach zamku, wydobywając z nich pustkę, którą wręcz emanują. Widzimy suto zastawiony stół, a wszędzie dookoła puste kąty i niezajęte krzesła, i tylko niesie się tu szum wiatru, który jako jedyny zagląda do tego opuszczonego miejsca. I tak jak zamek Nosferatu z filmu Murnaua, oddawał jego diaboliczność i ciemność jego duszy, tak zamek Draculi z filmu Herzoga, oddaje jego samotność i poczucie monotonnie upływającego czasu, który na nim nie robi wrażenia.
Cała recenzja tutaj:
http://simon-movie.blogspot.com/2012/08/nosferatu-wampir-werner-herzog.html