Przebija dzieło Murnau, ze zwykłego horroru zrobiono piękny dramat, dramat wampira.
Kompletnie się nie zgadzam. Bo i ile film Marnau miał klimat, był bardzo plastyczny i nie było dłużyzn. To w obrazie Herzoga klimatu nie ma, plastyczność gdzieś się zagubiła, a dłużyzn jest tyle, że w trakcie filmu spokojnie można się zdrzemnąć i nic nie stracimy.
Kinski może i jest dobrze ucharakteryzowany, ale jego próby wczucia się w postać sprawiają tylko, że nosferatu zachowuje się po prostu sztucznie, to samo tyczy się Reinfelda.
Jest kilka fajnych scen, np. jak Jonathan leży przy bramie, a chłopiec gra na skrzypcach. Jak plac w Wismarze zapełnia się żałobnikami niosącymi trumny i oczywiście scena z ludźmi ucztującymi w mieście tonącym od szczurów. Ale poza tym film słabszy niż obraz Marnau.
Kompletnie się nie zgadzam z przedmówcą. Film Herzoga miał świetny klimat, tak samo dobry lub prawie tak samo jak w oryginale. Kinski zagrał wspaniale swoją rolę, tyle, że zamiarem reżysera nie było straszenie widza, jak w ekspresjonistycznym arcydziele Murnau`a, ale opowiedzenie trochę innej historii, bardziej przejmującej o samotności, bo wampir Herzoga jest bardzo samotną istotą. Oczywiście zgodzę się, że film miał kilka dłużyzn, które nużyły, taki jest Herzog i w zasadzie nie lubię jego filmów, z tymże jednym wyjątkiem.
Tak jak napisałem - film miał wspaniały klimat, lokacje doskonale uzupełniały całość, muzyka podkreślała atmosferę itd. itd. No i Kinski oraz piękna I. Adjani. Bardzo pasowała mi do tej roli.
<Wiedźma osłania własną piersią Maxa Schrecka>
Ależ schreckowski Nosferatu był przejmująco samotny! Straszny, odrażający i wiecznie samotny...