Niniejszy temat jest miejscem przeznaczonym dla Uczestników "Tej wspaniałej zabawy filmowej 2012". Więcej informacji o Zabawie znajduje się tutaj: http://www.filmweb.pl/user/amerrozzo/blog/539230
Film "Nosferatu wampir" wygrał w kategorii "VAMPIRE MOVIE". Uczestnicy Zabawy są zobowiązani do napisania w tym temacie jakiegokolwiek komentarza. Inni użytkownicy portalu Filmweb są tu mile widzianymi gośćmi.
Gdyby pojawiły się tu prowokacyjne wpisy, proszę Uczestników o ich całkowite zignorowanie. Odpowiadanie na prowokację będzie przeze mnie rozumiane jako złamanie Regulaminu.
Opinie zamieszczone w tym temacie zawierać mogą mnóstwo spoilerów!
Damn Herzog idealnie wpasowuje się w moją naturę.
Już sam początek jest kapitalny: kamera infiltruje jakąś kryptę pełną zmumifikowanych szczątków ludzkich a w tle kosmicznie niepokojąca muzyka.
Fabułe znam na pamięć z produkcji Coppoli i Murnau a także literackiego pierwowzoru więc zaskoczenia nie było.
Aktorzy aktorami ale wiadomo że tu chodzi o Kińskiego. Już Dracula u Murnau był świetny, ale niemy. Tutaj już samo mruczenie spragnionego krwi Klausa jest genialne. Szczególnie zapadło mi w pamięć jak Nosferatu biega po wymarłym mieście, peleryna się wije na wietrze a w tle dobra ścieżka dźwiękowa.
Także konkludując klimat tego filmu obok Klausa(charakteryzacja!) stanowi jego główną siłę. Jak to u Herzoga akcja rozwija się nieśpiesznie, skupienie na przyrodzie, krajobrazie odgywa pewną rolę i jeszcze muzyka...
9.5/10 U
Głosowałem na ten film, ale do jego obejrzenia się zmusiłem. Brak ochoty, a czas goni.
W pewnym sensie ten film to dla mnie odgrzewany kotlet: fabuła w dużej mierze przypomina powieść Brama Stokera, no i naturalnie "Nosferatu"... Murnau'a. W szczegółach Herzog różni się od wymienionych dzieł, ale w ogólnym zarysie to ta sama historia. Jedynie finał został mocno zmieniony.
Jest takie słowo-wytrych - klimat. Staram się go nie używać, ale do tego filmu pasuje jak ulał. Pamiętam jak zachwycałem się niepodrabianym klimatem w "Zombie pożeracze mięsa" Fulciego. Upiorna muzyka plus charakteryzacja zombie, plus niezbyt przejrzysty obraz i niedbałe kamerowanie - efekt piorunujący i nie do powtórzenia. Podobnie jest z "Nosferatu wampirem" - szkaradny stwór, "wścibska" kamera zainteresowana każdym kątem i cieniem, owo "skupienie na przyrodzie" (co już zauważył None) tak charakterystyczne dla Herzoga, nieziemska muzyka przypominająca chorał gregoriański (to pewnie nie to, ale takie mam skojarzenie; swoją drogą: od zawsze się zabierałem, żeby takich chorałów posłuchać, jutro znajdę na to czas), plus język niemiecki - można próbować, ale drugi raz takiego klimatu się nie otrzyma.
Specjalnie nie mam się do czego przyczepić, nawet zmanierowane aktorstwo przypadło mi do gustu. Mnie po prostu nie porwała fabuła. Przyznam, że po niemieckim reżyserze spodziewałem się głębszego spojrzenia na temat, jakichś egzystencjalnych przemyśliwań wampira, bo te dwie kwestie o braku miłości i przekleństwie nieśmiertelności to jednak za mało.
Kiedyś dałem 9/10 i niech tak zostanie, choć na potrzeby konkursu powinno być około 8-8,5/10. Ekspresjonizm w czasach "Nosferatu" Murnaua miał swój sens i przesłanie, tu jego elementy są tylko powtórzoną konwencją; w zamian mamy psychologizację postaci wampira oraz operowanie kamerą i muzyką charakterystyczne dla Herzoga, za którego filmami w sumie, doceniając je, jakoś prywatnie nie przepadam. Ale oniryczny klimat jest, fajne zdjęcia są, przesłania, o których można sobie poczytać pod filmem, są. Zawsze plus za Adjani.
I przynajmniej facjata Kinskiego wygląda lepiej, niż w większości jego filmów ;)
Ciekawą wariacją na temat filmu Murnaua jest "Cień wampira" z Malkovichem.
P.S. Najlepszym "normalnym" filmem drakulicznym wciąż pozostaje "Dracula" Badhama z tego samego 1979 roku, szczerze wątpię żeby współcześnie jakiś obraz szybko zagroził jego pozycji.
Śmiesznie się czuję, czytając wasze wypowiedzi, bo mnie zdecydowanie z dwóch filmów o Draculi, jakie oglądałem, zdecydowanie bardziej spodobał się ten z Oldmanem.
To odczucie czysto subiektywne, po prostu seans był dla mnie czystą przyjemnością i rozrywką, zaś film Herzoga mnie zmęczył pomimo tego, że widziałem w nim wiele znakomitych elementów.
Był to mój drugi film Herzoga i z pierwszym miałem dokładnie to samo, może więc nie jest to przypadek.
Stąd taka, a nie wyższa ocena. Teraz do rzeczy: film ma niezwykle oryginalny klimat, ale zupełnie mi on nie pasował, nie wiem dlaczego. Ta muzyka, zdjęcia, nastrój, choć świetnie skomponowane, nie trafiają do mnie.
Kiński zagrał naprawdę fajnie, ale jego charakteryzacja nie przypadła mi do gustu, nie wiem, czy w 1979 r. nie dało się tego zrobić lepiej, czy taki był zamiar, czy tak rzekomo wyglądają wampiry, wydawało mi się to niedociągnięte.
Zakładam, że gdybym obejrzał pierwowzór z 1922 r. (co zamierzam zrobić jeszcze w trakcie Zabawy), odebrałbym ten film lepiej/inaczej/więcej bym zrozumiał, nie wiem.
Niemniej jednak i tak z jednego jestem zadowolony, mianowicie nigdy nie lubiłem filmów o duchach, wampirach i innych dziwadłach, uznając je za bezsensowne i nierealne. Tutaj Herzog pokazuje, że można stworzyć ciekawą refleksję na temat życia, samotności, miłości, a kogo wybierzemy na głównego bohatera, nie ma tutaj większego znaczenia.
Film ciekawy, ale z pewnością nie będzie moim faworytem. Póki co po trzech filmach wygrywa Bollywód, nigdy bym się tego nie spodziewał. :-)
Kiedyś gdzieś o tym filmie sporo pisałem, ale nie mogę tego odnaleźć, a nie chce mi się już produkować, więc będzie krótko: wielkie dzieło Herzoga, którego genialność polega na malarskich zdjęciach nawiązujących do epoki, w której powstał literacki pierwowzór; wybitna rola Kinskiego i niekonwencjonalne ukazanie postaci wampira (samotność!); niemal namacalna atmosfera grozy - wszystko to razem daje w pełni zasłużone 9/10
Wolę Nosferatu z 1922 r, które widziałem po raz pierwszy w czasach kiedy jeszcze nie miałem pojęcia o kinie, u Herzoga wolę też inne filmy, a wersję Coppoli uważam za minimalnie lepszą. Nie cierpię wersji Browninga (nie mylić z filmem Figgisa pod tym tytułem), więc od tej wersji uważam, że jest lepszy.
Ogólnie to nie cierpię tego jak popularne są wampiry w kulturze masowej.
A teraz wracając do filmu - jest bardzo podobny do wersji Murnau i pewnie dlatego ciężko było mi wyłapać jakieś godne Herzoga wartości z tego dzieła. Dałem dość wysoką ocenę za estetykę wykonania, pamiętam że obraz był bardzo przyjemny dla oka.
Z trzech adaptacji Bram Stokera ta najbardziej przypadła mi do gustu, widziałem już film bardzo dawno temu ale zdecydowanie musiałem go sobie przypomnieć i warto było! Wersja Coppoli była może bardziej klimatyczna i dokładniejsza, bardziej rozbudowana ale ta miała w sobie to coś że każdą minutę pochłaniałem z zaciekawieniem a fabuła wciągnęła mnie bardziej niż w pozostałych dwóch filmach, tutaj siła tkwiła w prostocie, mistrzowski klimat stwarzany przez Herzoga i jak zawsze świetny Kinski plus hipnotyzujące zdjęcia oraz dobra gra pozostałych aktorów, zarazem ten film sprawił że o wiele bardziej doceniłem wersję reżysera Ojca Chrzestnego, jednak i tak bez wahania wybieram tą wersję.
Krytyk na miarę raczka.
"wiele bardziej doceniłem wersję reżysera Ojca Chrzestnego"
Cóż za snobizm, aż śmierdzi.
Ja cię tylko zacytowałem w identycznej sytuacji przed kilku minut na innym forum.
Pojechałeś samego siebie. I tak na wieczność. Pozdro.
Widzę, że się koledzy ładnie informujecie na skrzyneczce. Poczta działa. Brawo, opanowaliście podstawy.
Ups, zapomniałem, że gadam z gościem, który już kilka razy na forum sam się pojechał, to ty jesteś ten koleś, co się z ciebie tak nabijają?
Dziwny film, tak jak dziwny jest każdy wytwór Herzoga. I nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, na czym ta dziwność polega. Sporo tu chaosu, czasem jakaś scena jest nagle wrzucona bez "zapowiedzi", albo zaczyna się w dziwnym momencie, zwłaszcza w drugiej połowie, ale jak się nad tym zastanowić, to bardzo w stylu Wernera, więc akceptuję to. Jasne, jest klimat, jest Kinski (to czołówka aktorskich występów wszech czasów, moim zdaniem), ale wydaje mi się, że film mógłby być dłuższy: Nosferatu przybywa do miasta po godzinie filmu i nie możemy się nim dobrze nacieszyć, a już mamy zakończenie. Po tym seansie, obniżam ocenę Symfonii grozy Murnaua, bo wydaje mi się, że niemy Nosferatu był tylko minimalnie lepszy od tego Herzoga. Draculi Coppoli nie widziałem.
Ja też nie, ale w pewnym sensie jego styl wydaje mi się co najmniej nietypowy (stąd uznałem, że "dziwny" to dobre słowo).
Bardzo klimatyczny horror, chociaż wcale nie straszny (zastanawiam się czy wtedy te filmy były uznawane za straszne). Największe plusy, to jak już wielu zauważyło muzyka i zdjęcia. Wszystko to dopełniała powoli tocząca się akcja, fenomenalna rola Kinskiego i jeszcze lepsze ucharakteryzowanie go. Chociaż bardziej podeszła mi wersja Coppoli.
Obejrzałem ponownie i cieszę się z tego powodu, bo podobało mi się bardziej niż za pierwszym razem:) I podwyższam ocenę na 9 z sercem:) Na chwilę obecną to mój ulubiony Herzog.
Herzog uwielbia oryginał i to widać. Kręcił w tym samych lokacjach i z wielkim szacunkiem dla pierwowzoru. To co trzeba jest świetnie powtórzone, jest napięcie i klimat. No i wspaniałe widoki Tatr Słowackich i Dunajca:) Świetna jest rola Kinskiego i Rolanda Topora a Adjani jest niesamowita w gotyckim wydaniu:P Świetny był pomysł z większą psychologią Nosferatu, dzięki temu Herzog wpisał film i jego bohatera w własny świat nierozumianych i samotnych szaleńców. Plus dla niego! Cudowne są też sceny opustoszałego miasta pełnego szczurów oraz ludzi, którzy już porzucili nadzieję i jedzą spokojnie kolację:P
Dawno temu oglądałem. Zapamiętałem tylko, że był Herzogowy. Pewnie dlatego, że go Herzog nakręcił. 7/10.