Nie znalazłem stosownego opisu filmu więc sam postanowiłem napisać moje spostrzeżenia.
Przede wszystkim film z napisami jest już dostępny w kinach.
Zacznijmy jednak od początku.
Znam różne filmy i książki o wampirach, ale tak się złożyło, że nigdy nie miałem do czynienia z Nosferatu (tym dawnym w postaci filmu czy książki), więc na seans przyszedłem bez znajomości fabuły, która jest dość klasyczna i prostolinijna. Na dzisiejsze czasy takie rozwiązanie, mogłoby być nudne dla współczesnego widza, dlatego właściwy sposób jej podania był kluczowy. Momentami metafizyczny odjazd z peronu, pozwala by to wszystko nabrało ładu i było przyjazne dla współczesnego widza, jednocześnie zachowując przyziemny charakter, starając się odzwierciedlić realia danych czasów.
Aktorów można lubić bądź nie za to co robią w trakcie seansu, ale mi akurat większość pasowała i zgadzam się z wizją reżysera. Część dialogów jest teatralna i przerysowana, co moim zdaniem jest celowym zabiegiem, żeby bohater mógł wczuć się nieco bardziej w specyficzne realia kulturowe. Jedynie kłuł mnie w oczy Willem Dafoe w roli profesora, a sposób jego przedstawienia pozostawia widza nieco zagubionego. Coś tu ewidentnie zostało powycinane z filmu.
Jeśli chodzi o postać głównego antagonisty, to widzę wiele krytyki na temat jego wyglądu, ale mi osobiście to nie przeszkadzało. Jeśli ktoś po żyjącym samotnie wiele wieków stworze oczekuje, że będzie wyglądał jak Ryan Gosling, to zderza się z jakimiś błędami logicznego myślenia. Jak chodzi o obfity wąs, to również jest to dość pasujący element do regionu i czasów, z których pochodzi owa wygłodniała bestia, a kształt twarzoczaszki jest nieco odrażający, tak jak to było w filmie z 1922. Brakowało mi natomiast w jakiś bardziej uwydatniony sposób pokazania "uzębienia" monstrum. W starym Nosferacie jest to dla nas współczesnych dość komiczne, ale tu mamy do czynienia ze zwykłym ludzkim otworem gębowym.
Film dość mocno kładzie nacisk na szczegóły i detale, tak by uważny widz mógł dostrzec różne smaczki i nawiązania do wielu elementów kultury, ale jednocześnie są chwile dysonansu ludonarracyjnego, choćby forma pozyskiwania krwi z ofiar w miejscu, gdzie realnie jest dość trudno kogokolwiek ugryźć, biorąc pod uwagę zwykłe ludzkie zęby.
Albo Thomas pochodzący z obecnych terenów Niemiec, gdzie w filmie mówi się po angielsku (bo w takich realiach nas osadzono), podróżuje przez pół Europy gdzieś do Transylwanii, co zajmuje mu 6 tygodni, a jednak w kontakcie z autochtonami po pokonaniu większość dystansu, próbuje jak ten baran dogadać się z nimi po angielsku, mimo iż wie, że oni tego języka nie znają. Albo powinien to robić na migi, albo nauczyć się jakichś podstawowych zwrotów.
Ponadto z jednej strony autor stara się dbać o detale i realia danych czasów, a z drugiej jest to romantyczna wizja świata, gdzie wszyscy mają pięknie wyprasowane i doprane ubrania, mimo faktu że żyją w mieście portowym, zawsze ułożone i umyte włosy, a chleb jest miękki i puszysty.
Ponadto drażniło mnie nieco, że wampir może stosować w filmie typowe zwroty stosowane w języku niemieckim do wzajemnego odnoszenia się do współpracowników i obcych, ale gdy jesteśmy w Wisbergu, to w większości bohaterowie do siebie mówią, perfekcyjną angielszczyzną i zwracają do siebie po imieniu lub per "Sir", co wybija widza i nie trzyma się kupy.
Pozycja nie jest klasycznym horrorem we współczesnym rozumieniu. Jest kilka scen typu "jump scare", ale nastrój grozy raczej budowany jest przez ciężki klimat, pokazanie obrzydliwości świata przedstawionego, dość brutalne niektóre sceny z ich detalami, ale jednocześnie nie ma tego, aż tak dużo i film nie jest obsceniczny.
Jest kilka momentów groteski, gdzie można się uśmiechnąć, ba nawet zaśmiać w duchu, ale nie rozumiem, niektórych widzów w kinie, którzy ewidentnie śmiali się w pewnych fragmentach akcji.
Z tego co widziałem, to nawet sporo osób po seansie była zniesmaczona, bądź zdziwiona, względem tego co oglądali. Poniekąd cieszy mnie to, bo znaczy, że wychodzimy już z romantycznej wizji wampiryzmu, a widz jest poruszony, gdy dostaje na tapetę bardziej przyziemną wizję starych wierzeń.
Ogólnie jestem z seansu bardzo zadowolony, bo wreszcie dostaliśmy coś innego, klasycznego w swej podstawie, nieco kostiumowego, a jednocześnie w nowej brudnej i mrocznej aranżacji. Moim zdaniem film nie powinien mieć kontynuacji, ale są niedomknięte wątki, pozwalające na stworzenie kolejnej części.
Uwaga: w filmie nie ma nietoperzy (jest tylko ich dźwięk), ale jest za to bardzo dużo szczurów.