Niestety Eggers niczym tu nie zaskakuje a można nawet odnieść niemiłe wrażenie ze zaczyna się powtarzać, są oczywiście ulubione jego rytuały, bębny, okultyzmy, podświetlone twarze wyłaniające się z ciemności, ale chciałoby się wykrzyczeć, skończ z tymi eggeryzmami i zajmij się straszeniem, bo tego tu mi brakowało. Historia to kopia Nosferau/Draculi, każdy zna, wie, więc nie wiem czemu Eggers zamiast zaszaleć jak Øvedal w Demeter i wybrać i podkręcić jeden wątek (podróż wampira statkiem do Europy) powtarza właściwie Herzoga. Robert jest wogóle w tym filmie bardzo zachowawczy, nie chce zaszaleć, wyjść poza swoje "zagrywki". Na plus, wampir (którego tu zaskakująco mało) a właście WładoPalownikowe wąsate zombie w futrze wyłaniające się z ciemności i przemawiające niczym Vader ze wschodnioeuropejskiej galaktyki, sceny z jego udziałem (szczególnie kolacja z Houltem) najlepsze w fimie. Kolejny po Wikingu tylko "niezły" film od reżysera rzekomo już kultowego.