[SPOJLERY]
Film naprawde podobał mi się bardzo, ale piętnaście minut przed końcem coś prysło. Kiedy matka wraca do domu (tak w ogóle, to po co ten wątek?), a Lindsey chce oddać dziennik mordercy, aż prosiło się aby narastające przez cały film napięcie i atmosfera wreszcie osiągnęły punkt kulminacyjny, akcja zaczęła galopować. Niestety, końcówka jest moim zdaniem straszna. Co to w ogóle miało być z tą zamianą Ruth na Susie? No i najbardziej się uśmiałem, na spadającym z drzewa soplu, który wymierza wreszcie sprawiedliwość.
Nie podobało mi się zepchnięcie ojca głównej bohaterki w trakcie filmu na drugi plan. To właśnie jego działania, zachowanie, trzymały mnie przy ekranie przez 3/4 filmu, nie pozwalając się nudzić. Po pobiciu, jego rola sprowadza się do leżenia, albo schodzenia po schodach :P
Wiem, że film jest, nazwijmy to "bajkowy", ale końcówkę można było poprowadzić w sposób bardziej ludzki. Nie wiem, może ja po prostu lubie proste zakończenia? :P
reżyser chciał, aby film zawierał jak najwięcej z książki. niestety, w pisanej wersji, owa nostalgia trwała 8 lat, co reżyser skrócił do roku, stąd może wynikać tyle niedopowiedzeń i nieszczególności. tak przynajmniej mi się wydaje...
czy rzeczywiście akcja dzieje się przez rok? ja odniosłam wrażenie, ze bohaterowie dość się zmienili, wydorośleli (Ray, siostra Suzy).
Założycielowi tematu mogę podziękować, że właściwie napisał moje spostrzeżenia:D Śmieszna końcówka, sopel wymiótł, no i rola ojca (świetny Mark Wahlberg). Motywy z ożywionym kwiatem, zamianą dziewczyn - tragedia.
Wiem, że to adaptacja (książki nie czytałam), ale czasem lepiej coś zmienić, niż wiernie odwzorować i uczynić z ciekawego pomysłu flaczastą kupę.