Nie rozumiem czemu teraz w praktycznie każdej powieści bohaterka musi być zgwałcona, a nawet jak nie jest to gwałt to jakieś inne równie hardocorowe wydarzenie. Człowiek chciałby poczytać coś poruszającego o miłości, a tam same gwałty, morderstwa i inne patologie. Najgorsze jest to, że potem i tak te motywy są mocno spłycane i są dla fabuły nie istotne jk chociażby w Utraconych Gwiazdach