Naszła mnie taka refleksja... Najbardziej w w filmie uderzyła mnie kwestia godzenia sie ze
stratą bliskich ( pewnie dlatego, że ostatnio sporo śmierci jest wokół mnie ).
Czy to my musimy pozwolić komuś odejść? Czy musimy zobaczyć grób żeby uwierzyć w to,
że kogoś już nie ma z nami? Czy jeśli po stracie żyjemy dalej swoim życiem i nie myślimy
zbyt często o zmarłym, to znaczy, że go nie kochaliśmy? I wreszcie czy da sie w ogóle
zapomnieć....
Film nie daje odpowiedzi, książka też, ale podoba mi sie postawa Buckleya (brata Susie) on
to po prostu przyjmuje i akceptuje..... chciałabym sie tego nauczyć
p.s. sorry za ten osobisty charakter postu, ale może ktoś zna jakąś prostą odpowiedź na
pytanie w temacie
To bardzo trudne pytanie, jednak uważam iż film daje pewną odpowiedź na nie, oczywiście z pewnego punktu widzenia, sądzę iż Buckley akceptuje śmierć siostry ale dla tego że jest dzieckiem i nie pojmuje ciężaru takiej straty i nie powinien, będzie miał na to całe życie, inni tak naprawdę nie pogodzili się ze śmiercią Susie, w pewnym sensie przeszli nad nią do porządku dziennego, gdyż po prostu „trzeba jakoś dalej żyć”, my tez chyba nigdy się nie godzimy z taką stratą, po śmierci bliskich czasami z nimi rozmawiamy np. na grobach, niektórzy zwracają się do nich w modlitwach, staramy się zapomnieć aby dalej żyć i to nie jest złe tak działa nasz umysł jest egocentryczny podświadomie łapiemy się każdego rozwiązania aby jakoś funkcjonować, jednak nawet wiele lat wspomnienie zmarłej bliskiej osoby przynosi smutek i ból, "niewielu zauważa kiedy ludzie odchodzą, to znaczy kiedy tak naprawde zdecydują się odejść..." to słowa głównej bochaterki myśle że niechcemy tego zauważyć, chcemy czuć obecność naszych bliski, którzy odeszli.
Dlatego uważam że to nie jest pełna akceptacja śmierci, gdyż chyba jesteśmy zbyt mało doskonali aby tak naprawdę to przyjąć, to strata absolutna , nic i nikt nam jej nie zrekompensuje, już nigdy, z czymś taki niemożna się do końca pogodzić. Sama śmierć jest częścią życia, zrozumieć jej sens, zaakceptować ją w pełni to zrozumieć sens życia, może gdybyśmy to potrafili zrobić nasza obecność była by już nie potrzebna, świat nie mógł by nam zaoferować już większej tajemnicy, dlatego też sens życia a w tym również pełna akceptacja jego końca czyli śmierci jest nam dana w chwili gdy sami odchodzimy.
Dlatego sadze iż jedną osobą w filmie która do końca zaakceptowała śmierć głównej bohaterki była sama Susie i wtedy mogła wkroczyć do nieba (być może to jest właśnie jedno z przesłań)