Jako recenzent filmowy jednego z najbardziej popularnych polskich pism w Anglii, ale przede wszystkim jako miłośnik kinematografii czuję się zobowiązany wypowiedzieć na temat polskojęzycznych recenzji filmowych zamieszczanych na polskich portalach. "Filmweb" jest jednym z najbardziej cenionych przeze mnie portali o tematyce filmowej, dlatego właśnie tutaj postanowiłem zamieścić swoje uwagi na wyżej wspomniany temat. Pisząc recenzje filmowe dla swojej gazety często spoglądam na teksty kolegów i koleżanek "po fachu" z Polski. Na stałe mieszkam w Londynie dlatego z oczywistych względów mam okazję zobaczyć opisywany film zdecydowanie wcześniej, aniżeli recenzenci z Polski. Irytujących jest dla mnie kilka faktów. Przede wszystkim oburza mnie pisanie recenzji bez uprzedniego zapoznania się z dziełem filmowym. Ten proceder, powielany przez polskich recenzentów, jest nader niesmaczny. Jednak najbardziej rozpaczliwe są teksty recenzji w ogóle. Odzwierciedlają one nie tyle kondycję artystyczną samych filmów, co stan psychiczny autorów recenzji! Za przykład służy mi recenzja fimu "The Lovely Bones", która nie mówi o niczym, poza intelektualnym rozkładem autora tekstu. Nie rozumiem postawy pt.: "Wszystko jest do dupy"., a taką właśnie reprezentują polscy recenzenci z polskich portali. Osobiście sądzę, że wytykanie błędów jest niczym innym poza dowodem własnej słabości, własnego niezadowolenia, marności, zazdrości i kompleksów osobistej natury. Jako miłośnik sztuki filmowej apeluję do gustów wszystkich malkontentów: filmy mają w sobie coś dobrego!! ...I na to, co dobre, warto zwrócić uwagę!
Musze przyznac, ze ja rowniez nie znosze narzekania i klotni miedzy rodakami na forach wszelakich, zwlaszcza czestych przejsc na polityczno-narodowosciowo-homo-hetero-orientacyjne tematy po kilky postach, ale mylisz sie sadzac, ze forumowicze pisza zwykle recenzje zanim film obejrza. Po pierwsze nie jestes jedynym forumowiczem mieszkajacym poza granicami naszego kraju i nie tylko Ty masz dostep do filmow przed naszymi rodakami w Polsce. Po drugie istnieja pokazy przedpremierowe, festiwale, przeglady itd. (o czym, jako znawca i recenzent filmowy jednego z najbardziej popularnych polskich pism w Anglii, ale przede wszystkim jako miłośnik kinematografii)powinienes doskonale wiedziec), na ktorych to jest szansa wczesniejszego podziwiania dziel (lub szmir) filmowych. Po trzecie kazdy ma prawo do wlasnych osadow i stwierdzen, nawet infantylnych "Wszystko jest do dupy". Czestokroc sam mam ochote tak stwierdzic po wyjsciu z kina nawet baaardzo przymykajac oko na wszelkie mankamenty tworcow (dla przykladu z ostatnich miesiecy: 2012, Twilight Saga: The New Moon), dlaczego zatem chcesz zamykac ludziom usta? Nie zgadzasz sie - polemizuj i przekonaj do swoich racji.
Po czwarte: nie mozesz decydowac o czyichs gustach mowiac, ze wszystkie filmy maja w sobie cos dobrego. Moze malo widziales, ale uwierz mi - niestety NIE WSZYSTKIE! Tez kiedys tak sobie mowilem i zawsze staralem sie znalezc w filmach cos wartego zobaczenia, chocby swietne kostiumy, oswietlenie, dzwiek itd, ale coraz czesciej widze, ze szkoda na niektore filmy czasu i pieniedzy, ktore satysfakcjonuja jedynie pazerne miernoty oraz filmowe atrapy (nie liczac popcornowej dziczy kokakolowej).
PS. Na Twoim miejscu nie prowokowalbym forumowiczow przedstawianiem siebie jako recenzenta filmowego jednego z najbardziej popularnych polskich pism w Anglii z racji tego, ze jakosc tych piosm pozostawia wiele do zyczenia i daleko im do polskich standardow. Poza stosem (ok 60% pisma)kolorowych reklam (skupy metali kolorowych, tanie przewozy i okazyjne odsprzedaze sprzatania itp.), przedrukami z polskiej prasy i podstawowymi poradami dla nowo-przybylych emigrantow trudno znalezc w nich cos sensownego, a szczegolnie z tematyki kulturalnej (nie liczac info o koncertach Bajmu, Lady Pank, Budki Suflera i innych dinozaurow na terenie UK). O licznych pomylkach w dziale filmowym nie chce nawet wspominac. Naprawde szkoda czasu -lepiej zajrzec na portale internetowe.
PSII.A moze jako znawca tematu wypowiedzialby sie kolega o filmie i powiedzial o nim cos sensownego. Bardzo chetnie poczytamy.
Moim zdaniem byl OK i tylko tyle, niestety - liczylem na duzo wiecej po obejrzeniu trailerow, wspanialych prezentacjach i zapowiedziach. Tworcy nie wiedzieli do kogo tak naprawde skierowac ten twor: ni to thriller, ni dramat, ni bajka fantazy. Dla doroslych? Dla mlodziezy? Dla dzieci? Historia wydaje sie wzruszajaca, ale bardziej naturalnie mozna to odczuc podczas lektury ksiazki. Ta sama tragedia opowiedziana obrazem Petera J. nie urzeka, nie wzrusza, pozostawia niesmak. Brakuje jej spojnosci, dominuje infantylizm i pretensjonalnosc. Poza tym gorszego zakonczenia filmu wymarzyc sobie nie mozna. Chcialoby sie rzec: koniec i bomba, kto ogladal ten traba - bo tak wlasnie sie w trabe zrobiony poczulem na zakonczenie. Oczywiscie nie moge powiedziec, ze film jest reprezentantem 'Filmow do Dupy' - ma swoje dobre strony (ciekawe zdjecia, momenty z dreszczykiem, solidna gra aktorska) - stad moja ocena 5/10 lekko naciagana.
Pozdrawiam
Doceniam wkład włożony w odpowiedź ;-) Rzeczywiście nie ma się co ustawiać na piedestale przez wzgląd na pracę dla jakiegokolwiek pisma, ale ja zupełnie nie o tym chciałem.... Byłem jakiś czas w kraju i boleśnie dała mi się we znaki ogólna atmosfera niezadowolenia. Dotyczy to każdej sfery życia, także kulturalnej. Nie dopuszczam się oceny kompetencji, ani krytki jakichkolwiek recenzentów, ale czytanie o negatywach mojej ulubionej dziedziny sztuki lekko mnie już mdli. Rozumiem, że dzieła są lepsze i gorsze, ale dlaczego zawsze skupiać się na tych złych cechach?? Negatywnych recenzji jest o wiele więcej niż pozytywnych i moim zdaniem nie odzwierciedla to faktycznej kondycji światowego kina, a tylko fatalną kondycję społeczeństwa, w którym owe opinie powstają. Dlaczego nie wnosić po prostu pozytywnej energii w swoje teksty? Wypowiadam się w tej chwili nie tyle o samych recenzjach, co o sposobie traktowania sztuki w ogóle. Film jest moją pasją i z pasją chciałbym go traktować. Być może mój postulat trafia na niewłaściwy grunt, ale zaryzykuję: więcej radości w pisaniu o filmach!
Pozdrawiam i duży szacunek!!
Przy obecnym zalewie rynku słabymi filmami przewaga negatywnych recenzji w ogóle nie dziwi.
Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić po co właściwie są recenzwnci? Jestem zwykłym amatorem kina i mam swoje zdanie. Czy film mi się podoba czy nie umiem stwierdzić. Nie muszę sugerować się opinią innych.
Dotychczas przy filmie "The Lovely Bones" figuruje jedna recenzja - użytkownika portalu, który prawdopodobnie zawodowym krytykiem nie jest. Taka specyfika portalu.
Poza tym generalizujesz.
Oczywiście, że generalizuję ...trochę też eksperymentuję na granicy prowokacji, gdyż w zasadzie nie wypowiadam się prawie wcale o kinie, a bardziej o nastrojach społecznych, a to raczej nie jest odpowiednie forum do podobnej polemiki. Następnym razem będę bardziej do rzeczy i zamieszczę po prostu własną recenzję spodziewając się oczywiście ataku ze strony niektórych forumowiczów ;-) ...z drugiej strony jestem przyjemnie zaskoczony dynamiką forum i całego portalu :-)
Widzę, że na forum "Nostalgii Anioła" rozpętała się mała burza odnośnie mojej recenzji filmu. (wywołana głównie przez tych, którym nowy film Jacksona się podobał - takie przynajmniej odnoszę wrażenie).
Odpowiadając na zarzuty:
1. zawodowym krytykiem nie jestem, do portalu każdy może dodać własną recenzję, skoro została ona zaakceptowana to ktoś musiał uznać, iż prezentuje taki poziom, że może się tu znaleźć
2. absurdem są dla mnie oskarżenia, że zrecenzowałem film, którego nie widziałem - byłem przez dwa tygodnie w Anglii i tak się składa, że miałem okazję obejrzeć w tym czasie kilka filmów, które do polskich kin wejdą za jakiś czas
3. recenzja to subiektywna ocena. Obejrzałem film - nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia, więc napisałem w recenzji o tym, co mi się nie podobało.
4. nie skupiłem się tylko na złych stronach - doceniłem aktorstwo, niektóre efekty specjalne, czyli to, co moim zdaniem zasługiwało na uznanie.
5. nie wiem, na ile dokładnie przeczytałeś recenzję, ale brak tu myślenia "wszystko jest do dupy", poza tym nie życzę sobie, żeby ktoś pisał o "intelektualnym rozkładzie autora tekstu" - na jakiej podstawie to określiłeś?
6. nie jestem malkontentem - po prostu film, który tobie bardzo się podobał (tak wnioskuję) mnie się nie podobał, co pozwoliło ci od razu zaszufladkować mnie jako wiecznie niezadowolonego malkontenta, który na wszystko narzeka.
No, witam!
Twój tekst posłużył mi za przykład i teraz, jak ochłonąłem, to rzeczywiście mam wrażenie, że padło z mojej strony kilka co najmniej niestosownych uwag. Od długiego czasu czytam recenzje różnych autorów (także "zawodowców", co trochę dla mnie śmiesznie brzmi) na różnych portalach i w różnych pismach tematycznych. Wierz mi, że po przeczytaniu setnej w ciągu dwóch miesięcy pogrążającej recenzji coś we mnie pękło. Na to nałożyły się przykre doświadczenia z ostatniego pobytu w Polsce, kiedy to prawie każdy na coś narzekał ...i tak dałem upust swojemu rozdrażnieniu, które de facto nie było nawet konkretnie skierowane do twojej recenzji. Generalizowałem, jak zaznaczyłem w poprzedniej wypowiedzi. Co prawda zaskoczył mnie fakt, że twoja recenzja ukazała się przed brytyjską premierą filmu, ale premiera światowa odbyła się zdecydowanie wcześniej, co znaczy, że obraz był już dostęny. Z procederem pisania recenzji bez uprzedniego oglądania dzieła spotkałem się w swojej pracy wielokrotnie i dlatego o tym napisałem, ale najwyraźniej nie dotyczy to Ciebie.
Co do samego Filmu "The Lovely Bones", to ja sam uważam, że do arcydzieła nie ma nawet co pretendować. Mógł być zdecydowanie lepszy, jednak w wywiadzie Peter Jackson przyznał, że najbardziej zależało mu na odtworzeniu klimatu powieści, która istotnie go urzekła. Osiągnął swój cel. Pod kryterium adaptacji książki jego film jest udany!!! Nie chodzi nawet o to, czy pozostaje jej wierny, bo nie pozostaje, ale doskonale oddaje ducha, przewrotny klimat... Czasem warto przeczytać powieść, na podstawie której powstaje film i zapoznać się z zamierzeniami twórców. Ale to tylko mój sposób pracy, a każdy ma prawo do własnych opinii, choć jeśli chodzi o sztukę, to czasem trudno mi się z tym pogodzić ;-)
Pozdrawiam!