Film zaczął się wg mnie bardzo dobrze, narracja Granta była świetna, ujęcie mieszkania
dwóch samotnych facetów, w tym jednego kretyna (Spike, kocham Cię :D) jak najbardziej.
Do tego Londyn! Kocham Londyn, więc to, że akcja dzieje się wlasnie tam jest
zdecydowanie na plus.
Muzyka tez niezla, najlepsza piosenka 'Aint' no sunshine' Morrisona, zreszta cala ta scena,
gdzie Granta przechadza sie Notting Hill, a pory roku sie zmieniaja, tez bylo dobrym
pomyslem ;).
Jednak w filmie przeszkadzala mi Roberts, sama nie wiem, ale nie pasowala mi do tej roli,
jednak spisala sie calkiem dobrze.
Film ogolnie nie oszalamiajacy, taka tam komedia romantyczna, wiekszosc dalo sie
przewidziec. Koncowka mnie jednak zawiodla. Moim zdaniem powinno sie wszystko
skonczyc po konferencji, gdy cala zgraja sie glupawo cieszy, widz dopowiedzialby sobie
szczesliwe zakonczenie. A ten slub, dzikie tance i ciaza Roberts... jak dla mnie przeslodzili,
chociaz motyw lawki w parku okazal sie uroczy. :)
Niemniej polecam, przyjemnie oglada sie Londyn, sluchajac akcentu Granta! :P