To był średniak z czasów wielkości gatunku. Z każdym następnym oglądaniem bardziej go doceniam. Nawet Julia Roberts coraz mniej mi przeszkadza. Hugh Grant powtórzył to co zagrał "W czterech weselach...". Niezłe postacie drugoplanowe, w tym Rhys Ifans - przeszedł do klasyki. Dobre dialogi, bardzo naturalne. Muzyka też nie przeszkadza. Chodź piosenka tytułowa brzmi tak samo kiczowato jak na początku. I jeden drobny zgrzyt: kolacja urodzinowa siostry Will'a - początkowo śmiech, zagłuszony muzyką, zamiast dialogów. To chyba od tego filmu przyjęło się przedstawianie tego typu sytuacji w ten sposób. Zawsze mnie irytuje, takie pójście na łatwiznę.
Ogólnie - im starszy tym lepszy. 7/10