Tylko jeden dał 6, reszta film zdeptała, a moim zdaniem mimo klisz kina sensacyjnego (kina akcji) aktorstwo i narracja filmowa (zdjęcia, montaż, tempo akcji) uratowała ten film, zwłaszcza Brosnan i postacie negatywne.
Napisał jeden "krytyk": "Bond po wylewach". Nie, przeciwnie, właśnie taki Bond byłby prawdziwszy, bo zdolny do zranienia nożem niewinnej dziewczyny, wściekły, dajacy upust emocjom i trzymajacy łóżko w dystansie. Owszem, wyzierała ze scenariusza pewna prostota niektórych zwrotów akcji, ale cudowność sprawności pozytywnych bohaterów była porównywalna z bondowską serią czy z dziwnie cyborgowatym, jakby nieludzkim Bournem, którego kule i ciosy się nie imały. Gdy w "Uprowadzonej" (w tej serii) intryga była podobnie linearna, chuda, skoncentrowana na samej akcji, jednak wszystko uszlachetniała charyzma Neesona i tematy poruszajace każdego: ojcowska miłość oraz seksualne niewolnictwo kobiet. Tu zas, a nie mozna tego lekceważyć, też temat był znaczący, poruszono kwestię zbrodni rosyjskich w Czeczenii, a wysadzenie bloku z mieszkańcami przez rosyjskie służby opisała jako najbardziej prawdopodobne znana znawczyni Rosji, Krystyna Kurczab-Redlich. Owszem, film akcji w debacie politycznej wiele nie waży, ale... ziarnko do ziarnka... Może popłatny szum z rurociagów rosyjskich będzie nieco wyciszony poprzez niewygodne dla Rosji aluzje.
A Kurylenko jakże piękna swoją słowiańską urodą, naturalna, nie komiksowa jak czasem bywała Angelina Jolie.