PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=134}

Obcy: Przebudzenie

Alien: Resurrection
1997
7,0 104 tys. ocen
7,0 10 1 103774
5,9 31 krytyków
Obcy: Przebudzenie
powrót do forum filmu Obcy: Przebudzenie

Krytyka to jest takie nieokiełznane zwierze, które zazwyczaj bezlitośnie morduje poszczególne produkcje obnażając to co powinna obnażać czyli - ich mankamenty, bywa jednak, że i ona ma wady i trzeba również na nią wylać kubełek zimnej wody. Tak też jest w przypadku Alien IV, którego nieżadko dotyka krytyka równie atrakcyjna co wygląd piękności nocy i zarazem postrachu dnia. Dla tych, którzy szukają zdrowej przeciwwagi, chcą może poznać inne zdanie dotyczące problematyki Alien IV zapraszam do lektury niniejszego tematu. A więc żeby nie zabierać cennego czasu do rzeczy. Na pierwszy ogień bohaterska śmierć Ellen Ripley, którą mieliśmy okazje oglądać w trzeciej części najstraszniejszej sagi w historii kina. Czy aby na pewno bohaterska? Nie należy zapominać, że nasza porucznik jednak uległa potędze Obcego stając się nosicielem a co za tym idzie również żywicielem pewnego wyjątkowego embrionu...Który i tak upomniałby się o życie nosiciela występując w roli jego kata pod postacią bezwzględnego Chestburstera. Epilogiem tego dramatu byłyby okazałe freski krwi na ciele porucznik Ellen Ripley. Potwierdzają to również końcowe fragmenty kinowej wersji Alien 3 w której to podczas pamiętnego skoku - Ellen - do pieca Chestburster rozrywa klatkę piersiową naszej uroczej bohaterki. Także gdzie tu poświęcenie? Bohaterstwo? Śmierć była nieunikniona a sama bohaterka przez dłuższy czas oswajała się z niecodzienną sytuacją. Ripley była w patowym położeniu w którym jej życie było stracone. Chestburster zrobił by swoje, zaś na przychylność i ratunek ze strony Weyland-Yutani absolutnie nie mogła liczyć...Miała przecież bolesne doświadczenia wiążące się z poświęceniem zarówno załogi Nostromo jak i ekspedycji wysłanej na LV-426 w imię jedynego celu - pozyskania Obcego. Także nie można powiedzieć, że Ripley poświęciła swoje życie w imię ratowania ludzkości. Owszem popełniła samobójstwo tym samym nie dopuszczając aby Chestburster wpadł w niewłaściwe ręce. To sprawiedliwie, trzeba jej oddać. Ale nie można powiedzieć, że coś poświęciła, Ellen na tym etapie gry była człowiekiem totalnie przegranym bez żadnych perspektyw. Wiedziała, że koniec jest bliski, trzeba było jedynie tak zrobić aby to co w niej siedzi również podzieliło jej los. Dowodem na potwierdzenie rzeczonej tezy są wydarzenia bezpośrednio z filmu. Służę dialogiem:

R: Musisz mi pomóc.
Musisz mnie zabić
D: Co ty kurwa gadasz?
R: I tak jestem martwa.
Nie przeżyję tego.

Myślę że powyższa sekwencja wiele mówi o zagadnieniu śmierci pani oficer. Z kolei wyolbrzymianie tego - nie da się ukryć przykrego - zakończenia i zarazem czynienie z tego zarzutu twórcom Alien Resurrection jest tak samo zasadnym działaniem niczym biust Pameli Anderson synonimem naturalności. Jakby tego było mało w trzeciej wersji Alien'a zawarty jest książkowy przykład śmierci, którą można określić mianem bohaterskiej.

R: Dillon.
D: Muszę to tu zatrzymać.
R: A co ze mną?
D: Bóg się tobą zajmie, siostro.
R: Nie!
D: Wlej ołów

Xenomorph rusza czynić swą powinność

D: Spierdalaj!

Dillon walczy wręcz z najznamienitszym przeciwnikiem kosmosu.

D: Dalej, Ripley. Szybko!
Wlej ołów, Ripley.
Już.
D: Dalej! Tylko tyle potrafisz?
Walcz, skurwysynie!

Xenomorph w całej rozciągłości, spełnia prośbę swego adwersarza.

D: Szybko, zrób to!
R: Morse, tutaj!
M: Ripley!
R: Wlej ołów!
R: Wlewaj ołów!
R: Wlewaj!

Na tym etapie Dillona już niestety z nami nie ma, zaś Morse zyskał niezbędny czas aby wlać ołów i zaskoczyć Obcego...Obcy jednak zwykł tanio nie sprzedawać skóry i wydostaje się z opresji, z jednym małym ale ołów sprawił iż jego ciało jest niezwykle gorące wystarczy więc użyć wody w spryskiwaczach aby przegrał walkę, co zresztą czynią pozostali bohaterowie. Nie da się ukryć, że bez ofiary którą złożył Dillon nie byłoby możliwe tak proste unicestwienie Obcego. Gość oddał swoje życie w obronie innych. Nie musiał tego robić, nie był zainfekowany, był zdrowy, mógł grać na własny rachunek wygrywając ocalenie. Postanowił wybrać trudniejszą drogę, drogę prawdziwego bohatera, płacąc za ten ruch najwyższą cenę. Nic dodać nic ująć.

Druga sprawa to aspekt klonowania i tej całej genetycznej otoczki, która jest jednym z głównych przedmiotów ataków ze strony przeciwników tego filmu. A więc niektórzy sugerują iż klonowanie to przekracza jakieś mityczne granice logiki, absurdu itd. Są nawet tacy, którzy powołują się na naukę i wymyślają od idiotyzmów! Tak dobrze usłyszeliście. Ma to taki sam wydźwięk niczym powiastka traktująca o porażeniu prądowym prostytutki ciągnącej druta. I nie ma w tym nic przesadnego. Przypomnę rozmawiamy o poczynaniach gatunku, który zamiast krwi posiada stężony kwas molekularny, robiący z pokładów pojazdu kosmicznego to co nieumiejętne użycie ognia w połączeniu z łatwopalną tkaniną. Krótko mówiąc wypala imponujące dziury w równie imponującym tempie. W zasadzie na tym mógłbym zakończyć powyższe zagadnienie, bowiem z punktu widzenia czysto naukowego taki scenariusz jest niemożliwy. A przynajmniej nie na obecnym stadium poznania tego świata. Każdy kto ma odrobinę zdrowego rozsądku i wiedzy musi uznać powyższy stan rzeczy. Co więc następuje? Ano to, że jeśli jesteśmy aż tak skrupulatni to wypadałoby - z punktu widzenia logiki, konsekwencji - odnieść się w tym duchu do całego uniwersum Obcego. Dlaczego więc nie jest to robione? Ponieważ to by zdyskredytowało całą tetralogię, a tu przecież chodzi o dyskredytację tylko czwartej części. Czyli zjeść ciastko i mieć ciastko. Pomijając już tę kwestię to rzeczone klonowanie można wytłumaczyć. Mianowicie embrion do rozwoju potrzebuje DNA żywiciela, z kolei jego działalność zostawia pewne ślady, podobnie jak choroba nowotworowa. Resztę nietrudno sobie wytłumaczyć. Jest to zabieg jak najbardziej mieszczący się w ogólnie przyjętym kanionie dla tego typu filmów. Fabula czwartego Alien'a owszem jest oryginalna - podobnie zresztą jak historia z Alien 3 - i przez ten fakt może budzić pewne emocje skłaniające do krytyki. Ale trzeba umieć oddzielić uniwersum potwora który zamiast krwi posiada stężony kwas od realnego świata, nauki itd. Inaczej krytyka tego obrazu zamieni się w zwykle polowanie na piszczele podczas nieciekawego widowiska sportowego. Co zresztą ujrzałem po raz kolejny. Fabula Alien 4 jak na film S-F jest jak najbardziej logiczna, kontrowersyjna owszem ale logiczna.

Jedziemy dalej, porównanie Alien Resurrection do filmu Fincher'a...Chciałoby się rzec jakie porównanie? To dwa, diametralnie różne filmy które są kształtowane za sprawą całkiem odmiennych założeń. To tak jakby super samochód zestawić z super samolotem i zarazem zdziwić się, że maszyny są - inne. No właśnie inne. O ile Alien Scott'a z Alien 3 Fincher'a da się porównać to już z czwórką nie bardzo. Natomiast czwórkę założeniami da się zestawić z dwójką Cameron'a. Jeunet miał inne cele, a więc jasne jest, że postawił również na inną bramkę, wybrał po prostu inną drogę. I dobrze ponieważ specyficzna oryginalność, pewna odmienność, każdego z tych filmów - pomimo oczywistych podobieństw w założeniach 1 do 3 i 2 do 4 - jest jedną z największych zalet tetralogii.

Teraz subtelnie przechodzimy do zagadnienia Ellen Ripley z części czwartej. Mianowicie jej rola utożsamia dwa wizerunki, obrazujące połączenie Obcego i człowieka. Ma to kluczowy wpływ ponieważ jednym z głównych motywów tej produkcji jest ukazanie prawdziwej natury człowieka, zestawionej z naturą Obcych. Film jednoznacznie nie daje odpowiedzi który z tych wizerunków bierze górą bo tak miało też być. Dowodem na to jest końcowy dialog Call z Ripley:

Udało Ci się. Uratowałaś Ziemię.
Wydajesz się zawiedziona.
Jest piękna. Nie oczekiwałam, że taka będzie.
Co teraz?
Nie mam pojęcia. Sama jestem tu obca

Wyraźnie pozostawiono tu pewne pole do refleksji, szkoda tylko że niektórym to pojęcie jest zwyczajnie obce.

Na koniec chciałbym napisać, że krytyka jest potrzebna ale krytyka oparta o zdrowy rozsadek. Gdy brak zdrowego rozsądku, owa krytyka staje się niestrawna podobna do poświątecznych problemów żołądkowych a co za tym idzie trzeba stosować kurację. Jednym słowem pożądana jest wiedza kiedy odejść od stołu żeby potem brzuszek nie bolał.

Pozdrawiam








ocenił(a) film na 10
wwl1

Wreszcie troszkę czasu, a więc mogę dokończyć dzieło zniszczenia jakże ostatnio modnego stylu pisania recenzji. Następny cel to bohaterowie. Tak tutaj również jest zabawnie niczym na polu minowym w jakimś Wietnamie czy innej Normandii. Mianowicie sprawa postaci Generała Pereza i pojawiające się - niczym zmutowane muchomory po radioaktywnym deszczu - narzekania w stylu, że to chłop mało bystry był itd. Mało bystry? Dobił targu w którym obie strony były nazwijmy to ubabrane w większym bądź mniejszym szambie. W takiej sytuacji potoczne kozaczenie mogło być zgubne i mogło doprowadzić że strona stosująca powyższy manewr osiągnęłaby jeszcze niższe stadia wspomnianego szamba. Wtedy mielibyśmy do czynienia ze skończonym głupkiem w roli Generała, który mając do wykonania ważną misję wznieca awantury w małostkowych sytuacjach wystawiając na szwank powodzenie głównego zadania. Co ważniejsze wtedy krytyka tej postaci byłaby zasadna i całe szczęście, że tak nie jest. Kolejna sprawa to grupa najemników wyłączając z tego towarzystwa androida! Tak tym - sensacyjnym seansem - zajmiemy się nieco później. Jedziemy. Elgyn dobrze odegrał to co miał do odegrania, potrafił wynegocjować korzystne dla swojej ekipy warunki. Za sprawą szybkiego zejścia z tego świata nie sposób gościa dokładniej poznać. Ale swoje zrobił i to całkiem przyzwoicie. Hilliard, co tu dużo mówić pani do towarzystwa która dobrze masuje nóżki i nie tylko nóżki :) W takiej sytuacji ciężko od niej wymagać aby była czymś w rodzaju Vasquez. Wiadomo o co chodzi i co facetów kreci. Christie, gość niczego sobie potrafił się postawić co udowodnił w kontakcie z żołnierzami a także potrafił zakończyć całą sprawę po męsku bez ceregieli - pamiętna scena na drabinach i wszystko jasne. Johner'a i Vriess'a nawet nie trzeba przedstawiać ponieważ są to jedne z najbardziej wyrazistych osobistości, przewijających się na przestrzeni całej serii. Temat naukowców, których niektórzy krytycy uważają za lekceważących to i owo. Ok tak jest ale są oni tak samo frywolni, naiwni co Gorman i jeszcze kilka innych - z racjonalnego punktu widzenia - absurdalnych zdarzeń. Ja to pojmuję następująco musi być przyczyna żeby była zadyma. Proste i logiczne. Gdyby wszystko szło zgodnie z planem niczym po sznureczku to śmiem twierdzić, że akcja takiego filmu straciłaby wiele na swoim uroku zaś sam film mógłby robić za dobranockę. Także błędy bohaterów wpisane w scenariusz nie są jakąś filmową anomalią, a wręcz przeciwnie są przyprawą za sprawą której danie główne przestaje być zwykłą bezbarwną papką. Tak było również w przypadku Aliens. Ogólnie rzecz biorąc doktorkom nic nie brakuje, są szaleni, wierzą w to co robią, tak też powinno być. Ellen Ripley z czwórki to jedna z lepszych, ciekawszych ról jaka się przydarzyła Sigourney Weaver - w całej tetralogii. Ellen perfekcyjnie wręcz obnaża prawdziwy wizerunek człowieka przewijający się przez całą sagę, umazany po uszy w pewnym brzydko pachnącym materiale. Zaś mowa iż coś w tej kwestii nie tyka tak jak powinno tykać jest równie na miejscu co powiedzenie, że towarzysz Stalin był synonimem demokracji...Albo gadka, że procki Intel Core są inteligentne, podczas gdy CPU wykonuje jedynie zaprogramowane przez człowieka rozkazy, natomiast żadnej własnej inwencji taki układ nam niestety nie pokaże. Tak to jest byle na chama, byle głupio a ludzie to kupią - na szczęście nie wszyscy. Na koniec zostawiłem sobie najlepsze, mianowicie android. Czytam sobie na temat Annalee Call, że to już gdzieś tam było. Bravo, zaczynam mieć nadzieję, że krytyka w końcowych chwilach swego istnienia choć przez chwilę wzniesie się na wyżyny a raczej standard którym powinna się legitymować. Wiadomo film ma sporo nawiązań do poprzednich części a jedno z nich zostało zauważone. Niestety po chwili czar pryska niczym sen o Polsce pełnej autostrad po brutalnym zderzeniu z rzeczywistością. A to wszystko za sprawą stwierdzenia że stosunkowo oryginalny wygląd androida ma zatuszować powtarzalność tegoż rozwiązania. Po prostu ręce opadają. Przecież już samo zachowanie Call jest swoistą negacją poczynań tego typu postaci występujących w poprzednich filmach. Android z czwartej części nie postrzega Obcego jako coś co trzeba poznać bo tak powiedział ktoś tam z korporacyjnego ładu. Nie. W opinii Annalee Call gatunek ten nie nadaje się do takich manewrów. Widać tu logikę jaką kierował się scenarzysta. Przypomnijmy Ash był nieugiętą maszyną bezwzględnie wykonującą wytyczne korporacji, z kolei postać Bishopa już z tym wizerunkiem wyraźnie zrywa choć nie do końca ponieważ android nie miał obiekcji co do polecenia Burke'a nakazującego zachowanie twarzołapów przy życiu. Trzeci android kompletnie z tym zrywa stając się przeciwnikiem Obcych co też jest głównym motywem dla tej postaci oraz swoistym powiewem świeżości tchniętym w całą sagę. Niecodzienny wygląd fizyczny postaci jest tu tylko małym smaczkiem. Jakby scenarzysta rzeczywiście chciał tuszować swą nieudolność przy pomocy wyglądu syntetycznej Annnalee to by postanowił, że roli tej wyjdzie na dobre jak się nią zajmie ktoś pokroju np pani Bellucci. Nic nie mam do Winony Ryder, sympatyczna dziewoja której natura nie poskąpiła tego i owego ale - z całym szacunkiem dla tej pierwszej - Monica Bellucci dysponuje jeszcze bardziej ponętnymi atrybutami co szczególnie widać po tym, jak się zobaczy czym ta pani ma oddychać :) A to dopiero początek ostrej jazdy. Do tego odpowiedni wizerunek, wdzianko te sprawy, po prostu marzenie. Pani ta naprawdę nie musiałaby wiele robić żeby bez problemu przyćmić ewentualne wady scenariusza...Pamiętam jej rolę w Dobermanie...Tam akurat nic nie mówiła a i tak wszyscy o niej mówili. Także argumentacja z Winoną i tym całym tuszowaniem braku oryginalności jest równie nietrafiona co zatrudnienie Pameli Anderson w roli Obcego. Kończąc - rzeczony film ma to do siebie, że jest dosyć skomplikowany, porusza ważne zagadnienia zmuszając do refleksji, przemyśleń, spostrzegawczości a co za tym idzie również pracy szarych komórek. Wspomnianej pracy szarych komórek wymaga również od krytyki, gdy zaś tego zabraknie krytyka zaczyna występować w roli jaskiniowca niszczącego malowidła tylko dlatego, że ich nie rozumie...Co chwila wymyślając nowy powód dlaczego to uczynił.





ocenił(a) film na 3
wwl1

Żeby Ci się wwl1 smutno nie zrobiło - powiem Ci, że przeczytałem. Oby dwa teksty. :)

No cóż, ładnie piszesz, może nawet masz rację. Ale jakbyś jednak zapomniał, że to film o Obcym. A Obcym jakos mało w tych tekstach. Od złej strony napocząłeś krytykę krytyki. No, ale ja Twoje zdanie o Obcym już znam. Nie przekonałeś mnie. Myslę - co gorsze - że świata też nie.

Jak obejrze kiedyś "Obcego:Przebudzenie" jeszcze raz, jak mi się będzie chciało do niego wrócić w ogóle, obiecuję Ci że nie zapomnę o Tobie :D.

Pozdrawiam oczywiście.

ocenił(a) film na 10
Piotrek4

Spoko :)
Zapomniałem, że to film o Obcych? Czy aby na pewno ja? Mój tekst - jak słusznie zauważyłeś - jest tak naprawdę wypunktowaniem wad, pewnego jakże popularnego modelu krytyki funkcjonującej wokół zagadnienia Alien IV...A co za tym idzie byłem zobligowany kierować się treścią do której raczę się odnosić. Proste. Pragnę również nadmienić iż fakt ten stanowi kolejny z serii bolesnych ciosów - wręcz kopniaków jak to ładnie się mówi :) - wymierzonych w podstawę w/w krytyki a jakby tego było mało - paradoksalnie - wymierzonych przez samą siebie...Tak dobrze usłyszałeś! Samą siebie. Normalnie boski wiatr niczym kamikadze. Sytuacja w której ktoś siedząc na gałęzi jednocześnie postanawia, że sobie ją zetnie. Dlaczego? Ponieważ - jak już po raz kolejny trafnie zauważyłeś - traktujemy tu o filmach z Obcymi w roli głównej. A więc stosunkowo niewielka ilość danych o tym gatunku zawarta w tekście poruszającym aspekt krytyki uniwersum Alien, chcąc nie chcąc musi nie najlepiej świadczyć o założeniach tego działania. W swoim wywodzie doprawiłem temat szeregiem smaczków bezpośrednio odnoszących się do Obcych, nawet raczyłem przytoczyć finałową walkę Xenomorph'a z części trzeciej. Z kolei krytyka, którą się zająłem nie robi tego wcale! Tak, dobrze usłyszałeś...Wcale. Bowiem odniesienie się do Obcych w kontekście tylko i wyłącznie ich wyglądu w filmie takim jak Przebudzenie jest właściwie pominięciem tej kwestii. Temat zachowań Obcych z czwórki jest jednym z ważniejszych motywów tego filmu. Już na samym początku obrazu jeden z naukowców podczas doświadczeń z Obcymi stwierdza następująco:

"Szybko się uczymy"

Zupełnie nieświadom tego, iż Obcy skrupulatnie badając sytuację, właśnie kreują w swej myśli plan jak go dopaść. Jak już wspomniałem powyższy aspekt jest jednym z ważniejszych motywów opisywanego filmu i zarazem jego bezsprzeczną zaletą, podobnie zresztą jak poczynania naszej syntetycznej niewiasty - Annelee Call. Niestety perypetie przytoczonych postaci analogicznie zostały pominięte, sprowadzając całą sprawę jedynie do ich wyglądu. To tak jakbyśmy piękną dziewczynę z równie pięknymi włosami ostrzygli na łyso a następnie stwierdzili, że nowa fryzura po prostu jej nie pasuje i z racji tego nasza koleżanka jest brzydka. Z kolei sam wygląd Obcych powiedzmy sobie szczerze, był wręcz skazany na sukces. Sprawą kreacji naszych potworów zajęli się doświadczeni goście mianowicie Tom Woodruff i Alec Gillis. Powiedziałem, doświadczeni ponieważ panowie pracowali przy wyglądzie Obcych w takich filmach jak Aliens czy Alien 3...To wszystko w połączeniu z techniką cyfrowej animacji musiało przynieść to co przyniosło.

Jest to bez wątpienia trudny film - jak na gatunek który reprezentuje - i wymaga nieco więcej inwencji od widza niż przeciętny tego typu obraz. Powiem Ci szczerze - jak fan fanowi - że po pierwszym obejrzeniu tego filmu miałem na tyle dużo rożnego rodzaju wątpliwości, że musiałem powtórzyć tę czynność kilka następnych razy...Dopiero wtedy dowiedziałem się to, co wiem teraz. Gorąco zachęcam Cię do odbycia ponownej przygody z tym filmem, jest naprawdę tego wart.

Pozdrawiam wwl1 - 10 pasażer Nostromo, pominięty kompan Jones'a :)

ocenił(a) film na 4
wwl1

Znowu jakiś bełkot uskuteczniasz, zamiast konkrety pisać. Bełkot, którego absolutnie nikt nie traktuje poważnie - bo i nie ma ku temu powodu. Ale ty to ciągniesz. No, paranoja.


"Potwierdzają to również końcowe fragmenty kinowej wersji Alien 3 w której to podczas pamiętnego skoku - Ellen - do pieca Chestburster rozrywa klatkę piersiową naszej uroczej bohaterki"

To - jak słusznie zauważyłeś - pojawiło się w wersji kinowej. Twoim zdaniem wymysły panów od marketingu są ważniejsze niż pierwotny zamysł artysty? Śmiechu warte.

"Dowodem na potwierdzenie rzeczonej tezy są wydarzenia bezpośrednio z filmu. Służę dialogiem:"

Dialog ów odbył się przed interwencją panów z firmy. Wtedy, kiedy nikt jeszcze Ripley nie uświadamiał, że ma jakiś wybór. Dialog w żaden sposób nieadekwatny do twojej tezy.

"Jakby tego było mało w trzeciej wersji Alien'a zawarty jest książkowy przykład śmierci, którą można określić mianem bohaterskiej"

Nikt nie zaprzecza, że Dillon zginął bohatersko. Nie jest to jednak żaden argument na stwierdzenie, że czyn Ripley bohaterski nie był.

"Druga sprawa to aspekt klonowania i tej całej genetycznej otoczki, która jest jednym z głównych przedmiotów ataków ze strony przeciwników tego filmu"

Nie, to ty z tego robisz jeden z głównych aspektów dyskusji. Czepiasz się akurat tego - bo niczego innego nie umiesz, ze względu na zbytnią trafność argumentów - po czym wykłócasz się na ileś tam postów, ciągnąc niepotrzebnie. A potem z zadowoleniem, wciąż nie odniósłszy się do jakichkolwiek poważniejszych argumentów, stwierdzasz, że to twoi przeciwnicy opierają swoją krytykę na pierdołach. Wiesz, że to jest fałszywe, w gruncie rzeczy? Że to zwykłe cwaniactwo?

"W zasadzie na tym mógłbym zakończyć powyższe zagadnienie, bowiem z punktu widzenia czysto naukowego taki scenariusz jest niemożliwy. A przynajmniej nie na obecnym stadium poznania tego świata"

Tobie można powtarzać setki razy, a ty dalej swoje.
Wywlekanie z próbki czyjejś krwi NIEISTNIEJĄCEGO DNA jest niczym wobec istnienia substancji niewchodzącej z kwasem w reakcję, której nauka nijak nie wyklucza.

"Mianowicie embrion do rozwoju potrzebuje DNA żywiciela, z kolei jego działalność zostawia pewne ślady, podobnie jak choroba nowotworowa"

I znowu. Do ciebie nie dociera kompletnie NIC.

"Fabula Alien 4 jak na film S-F jest jak najbardziej logiczna, kontrowersyjna owszem ale logiczna"

Nawet jeśli bym ci dogodził w tej kwestii z DNA, to pozostają rozliczne bzdury w scenariuszu, obracające całość w wielki nonsens - a nawet jeśli nie całość, to poczynania bohaterów jako ogół.
Zatem nie, fabuła A:R w żadnym razie nie jest logiczna. Nie w sytuacji, kiedy wprawdzie mamy na jakimś statku ponad czterdziestu uzbrojonych po zęby żołnierzy, a mimo to ich jedyna recepta na alarm to "SPIERDALAAAAAĆ!!!". Ta, logiczne jak cholera.
Umowność, umowność, i jeszcze raz umowność.

"Jedziemy dalej, porównanie Alien Resurrection do filmu Fincher'a...Chciałoby się rzec jakie porównanie? To dwa, diametralnie różne filmy które są kształtowane za sprawą całkiem odmiennych założeń. To tak jakby super samochód zestawić z super samolotem i zarazem zdziwić się, że maszyny są - inne. No właśnie inne. O ile Alien Scott'a z Alien 3 Fincher'a da się porównać to już z czwórką nie bardzo. Natomiast czwórkę założeniami da się zestawić z dwójką Cameron'a. Jeunet miał inne cele, a więc jasne jest, że postawił również na inną bramkę, wybrał po prostu inną drogę. I dobrze ponieważ specyficzna oryginalność, pewna odmienność, każdego z tych filmów - pomimo oczywistych podobieństw w założeniach 1 do 3 i 2 do 4 - jest jedną z największych zalet tetralogii"

Cały ten akapit jest jednym wielkim stekiem bzdur.
W Alien Resurrection nie ma nawet źdźbła oryginalności - reżyser tego filmu postanowił chwycić dwie sroki za ogon, i uznał, że najlepiej będzie wymieszać konwencję z jedynki/trójki (horror) z konwencją z dwójki (akcja). I niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, gość żadnego z dwóch odmiennych elementów nie zrobił dobrze. Jako horror A:R w ogóle nie straszy, a jako film akcji jest nudny jak flaki z olejem. Tam się usiłuje wykrzesać z widza emocje, pokazując lejącą się fontannami krew.


"Mój tekst - jak słusznie zauważyłeś - jest tak naprawdę wypunktowaniem wad, pewnego jakże popularnego modelu krytyki funkcjonującej wokół zagadnienia Alien IV..."

Ów model powstał chyba tylko w twojej wyobraźni. Jak masz w swoim zwyczaju, bez ustanku lejesz wodę, wywlekasz kolejne pierdoły, w rodzaju tej z DNA, do której w rzeczywistości ty przywiązujesz taką ogromną wagę, a nie krytycy, sam dodajesz od siebie jeszcze więcej bzdetów, no i cały czas doszukujesz się treści i przesłań tam, gdzie ich nie ma. Nie zawracasz sobie natomiast głowy kontrowaniem ŻADNYCH naprawdę poważnych mankamentów, przytaczanych przez krytyków, które kładą cały ten film. Nie dziwię się zresztą, że tego nie robisz - bo tego się nijak skontrować nie da. Ale pisanie elaboratów na temat kolejnych pierdół wcale ci tego faktu zamaskować nie pomoże. Ani nie uzasadni absurdalnej oceny.

ocenił(a) film na 10
Der_SpeeDer

"Znowu jakiś bełkot uskuteczniasz, zamiast konkrety pisać. Bełkot, którego absolutnie nikt nie traktuje poważnie - bo i nie ma ku temu powodu. Ale ty to ciągniesz. No, paranoja."

Chłopie, masz jakieś kompleksy? Czy co? Może chory jesteś na manię wyższości nad innymi? Co rusz w odpowiedzi ma moje posty piszesz o rzekomym bełkocie którego nikt nie traktuje poważnie. Stary obudź się i włącz myślenie. Przeczytaj mój tekst a następnie przeczytaj to co Ty napisałeś i wyciągnij należyte wnioski. Jeżeli to co ja napisałem nazywasz bełkotem to jak nazwać twoje teksty zawierające kłamstwa o filmie A:R albo teksty których jedynym przesłaniem jest info o moim rzekomym bełkocie? W jednym masz rację jest to istna paranoja,

"To - jak słusznie zauważyłeś - pojawiło się w wersji kinowej. Twoim zdaniem wymysły panów od marketingu są ważniejsze niż pierwotny zamysł artysty? Śmiechu warte."

Śmiechu warte to owszem jest ale Twoje rozumowanie. Jeśli to do Ciebie nie trafia to zapytam się innaczej...Jeśli główna bohaterka na początku filmu została zainfekowana Obcym to co rzeczony Obcy zrobi z jej klatką piersiową pod koniec filmu? Zabije Ripley? Czy może nie zabije? Myślałem, że jesteś w stanie tą dosyć prostą sekwencję zdarzeń pojąć. Niestety myliłem się.

"Dialog ów odbył się przed interwencją panów z firmy. Wtedy, kiedy nikt jeszcze Ripley nie uświadamiał, że ma jakiś wybór. Dialog w żaden sposób nieadekwatny do twojej tezy."

Jeszcze nie rozumiesz? Czy tylko udajesz? Ripley z chwilą zainfekowania nie miała żadnego wyboru. Pomoc ze strony firmy nie wchodziła w grę. Dla firmy liczył się tylko Obcy reszta to sprawa drugorzędna. Finito.

"Nikt nie zaprzecza, że Dillon zginął bohatersko. Nie jest to jednak żaden argument na stwierdzenie, że czyn Ripley bohaterski nie był."

Jest, ponieważ jak już wcześniej udowodniłem Dillon miał wybór Ripley niestety - nie.

"Nie, to ty z tego robisz jeden z głównych aspektów dyskusji. Czepiasz się akurat tego - bo niczego innego nie umiesz, ze względu na zbytnią trafność argumentów - po czym wykłócasz się na ileś tam postów, ciągnąc niepotrzebnie. A potem z zadowoleniem, wciąż nie odniósłszy się do jakichkolwiek poważniejszych argumentów, stwierdzasz, że to twoi przeciwnicy opierają swoją krytykę na pierdołach. Wiesz, że to jest fałszywe, w gruncie rzeczy? Że to zwykłe cwaniactwo?"

Przecież aspekt klonowania był do niedawna jednym z Twoich głównych oręży w walce z częścią czwartą serii. Na co ja raczyłem odnieść się do zagadnienia widząc bezzasadność tych zarzutów. Nieprawdą jest również to, że jest to jedyna rzecz z którą polemizowałem bowiem wielokrotnie w swoich wypowiedziach poruszam wiele zagadnień. Dowodem na powyższe jest moja odpowiedz na Twój post traktujący o zrównaniu A:R z ziemią czy choćby moje wypowiedzi w tym temacie. Staram się umieszczać cytaty bezpośrednio z filmu itd. Mało tego na każdym kroku usiłujesz mi na siłę doczepić swoje przywary którymi się posługujesz. Dla mnie jest to zwykła hipokryzja i nic więcej.

"Tobie można powtarzać setki razy, a ty dalej swoje.
Wywlekanie z próbki czyjejś krwi NIEISTNIEJĄCEGO DNA jest niczym wobec istnienia substancji niewchodzącej z kwasem w reakcję, której nauka nijak nie wyklucza."

Rzekome nieistniejące DNA w przypadku Obcego jest jedynie Twoją opinią wynikającą z czystej niewiedzy i finito. Odnośnie drugiej sprawy, przypomnę nauka na dzień dzisiejszy nie zna substancji będącej częścią układu krwionośnego żywego organizmu która jednocześnie byłaby odporna na silnie żrący kwas molekularny. Z punktu widzenia medycyny jest to zwykły absurd...Tego również nie zmienisz choćbyś się dwoił i troił.

"I znowu. Do ciebie nie dociera kompletnie NIC."

Co takiego ma nie docierać? Obcy przejmuje wartościowe cechy swojego żywiciela co jest udowodnione wydarzeniami z filmu. Jeżeli nie przyjmiesz tego do wiadomości, dyskusja nie ma sensu.

"Nawet jeśli bym ci dogodził w tej kwestii z DNA, to pozostają rozliczne bzdury w scenariuszu, obracające całość w wielki nonsens - a nawet jeśli nie całość, to poczynania bohaterów jako ogół."

Nie wiem czy napewno oglądaliśmy te same filmy, bo ja tam rozlicznych bzdur nie zauważyłem a moją refleksję na ten temat zawarłem w odpowiedzi na Twój post traktujący o zrównaniu A:R z ziemią. Także kolejna niezwykle cieniutka próba ataku, która musiała się zakończyć klęską.

"Zatem nie, fabuła A:R w żadnym razie nie jest logiczna. Nie w sytuacji, kiedy wprawdzie mamy na jakimś statku ponad czterdziestu uzbrojonych po zęby żołnierzy, a mimo to ich jedyna recepta na alarm to "SPIERDALAAAAAĆ!!!". Ta, logiczne jak cholera.
Umowność, umowność, i jeszcze raz umowność."

W tym przypadku posłużę się moją odpowiedzią z innego wątku a brzmi ona następująco:

Kolejna nieprawdziwa informacja, ponowie z Aurigi owszem podjęli walkę a dowodem na to są choćby odgłosy licznych strzałów oraz krzyku zabijanych żołnierzy - zaraz po aktywacji systemu alarmowego i potyczce z najemnikami - wystarczy jedynie ogarnąć coś takiego jak dźwięk a następnie umieć to zinterpretować w powiązaniu z wydarzeniami na ekranie. Co więcej poczynania żołnierzy są pokazane na przykładzie sekwencji, kiedy jeden z nich przychodzi do komory - w której wszystko się zaczęło – sprawdzić co się stało. Gość podszedł do wielkiego otworu, niewiedząc, że Obcy właśnie podchodzi do przycisku bezpieczeństwa – tego samego którego wcześniej używali naukowcy do dyscyplinowania Obcych - pragnąc z niego skorzystać. Nieborak nie wykazał się odpornością Obcego i szybko padł. Opór więc był ale okazał się nieskuteczny a w takiej okoliczności następuję ewakuacja niedobitków. Proste. Podobnie było na LV 426 w Aliens, gdy oddział dostał srogie baty żołnierze chcieli się wycofać na orbitę. Znów przeoczyłeś fakty z filmu i jeszcze czynisz z tego zarzut pod adresem autorów obrazu. Masakra połączona z mizerią

Koniec cytatu :) Finito.

"Cały ten akapit jest jednym wielkim stekiem bzdur."

A ja myślę dokładnie to samo o Twojej Odpowiedzi co zaraz Ci udowodnię.

"W Alien Resurrection nie ma nawet źdźbła oryginalności - reżyser tego filmu postanowił chwycić dwie sroki za ogon, i uznał, że najlepiej będzie wymieszać konwencję z jedynki/trójki (horror) z konwencją z dwójki (akcja). I niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, gość żadnego z dwóch odmiennych elementów nie zrobił dobrze. Jako horror A:R w ogóle nie straszy, a jako film akcji jest nudny jak flaki z olejem. Tam się usiłuje wykrzesać z widza emocje, pokazując lejącą się fontannami krew."

Do rzeczy...Gdzie tam masz założenia z jedynki i Trójki? Gdzie tam masz atmosferę osaczenia przez potwora a wszystko to okraszone realiami klaustrofobicznych pomieszczeń? Celebrację polowania dokonywanego przez pojedynczego osobnika obcego gatunku? No gdzie? Ano nigdzie, bo film ten nie miał być podobny do jedynki czy trójki. Film w ogólnych założeniach jest jednoznacznie podobny do dwójki. Jest to przede wszystkim film akcji w realiach S-F zaś element horroru pojawia się pod postacią zarówno polujących w grupie Obcych jak i poczynań człowieka...Co również ma odniesienie do dwójki poniewaz to w dwójce pojawiły się po raz pierwszy grupy atakujących Obcych. Nie chce mi się już tego dłużej tłumaczyć ponieważ są to rzeczy elementarne i zarazem oczywiste.

"Ów model powstał chyba tylko w twojej wyobraźni. Jak masz w swoim zwyczaju, bez ustanku lejesz wodę, wywlekasz kolejne pierdoły, w rodzaju tej z DNA, do której w rzeczywistości ty przywiązujesz taką ogromną wagę, a nie krytycy, sam dodajesz od siebie jeszcze więcej bzdetów, no i cały czas doszukujesz się treści i przesłań tam, gdzie ich nie ma. Nie zawracasz sobie natomiast głowy kontrowaniem ŻADNYCH naprawdę poważnych mankamentów, przytaczanych przez krytyków, które kładą cały ten film. Nie dziwię się zresztą, że tego nie robisz - bo tego się nijak skontrować nie da. Ale pisanie elaboratów na temat kolejnych pierdół wcale ci tego faktu zamaskować nie pomoże. Ani nie uzasadni absurdalnej oceny."

Jak już wcześniej napisałem szkoda czasu ma komentowanie tego typu wypowiedzi, bowiem są to bezpodstawne wynurzenia osoby która ma jeden jedyny cel zrównanie A:R z ziemią. Aby to osiągnąć jesteś w stanie posłużyć się kłamstwem które Ci udowodniłem w Twoim jakże zacnym temacie, który założyłeś specjalnie dla mnie. Krotko i na temat - żenada.

użytkownik usunięty
wwl1

Powiem tak: dla mnie jest to najlepsza część sagi i wisi mi, że wszyscy na nią najeżdżają. Mam swój gust i sam decyduję czy coś mi się podoba czy nie, tym bardziej, że mam do tego prawo. Są ci co oceniająją ten film pozytywnie i Ci co oceniają negatywnie. Należę do tych pierwszych.

Tak samo było z pierwszym filmem Futuramy - wszyscy uważali go za najlepszy i wręcz genialny a ja uważam go za ścierwo i całkowitą profanację serialu. Czasami ogólna opinia o jakimś filmie po prostu nie zgadza się z naszą własną opinią.

ocenił(a) film na 10

Reprezentujesz jak najbardziej zdrowe podejście do sprawy, normalnie odpuściłbym tę dyskusję, gdyby nie fakt wystąpienia w niej pewnego mało ciekawego wątku personalnego. Ja rozumiem, że można nie lubić danego filmu, ale wycieczki personalne skierowane pod adresem drugiej osoby, tylko dlatego, że ta ma inne zdanie, są po prostu wyrazem braku tolerancji. Tak jak powiedziałeś, każdy ma swój gust, i każdy ma prawo do INDYWIDUALNEJ oceny, która nie powinna być wywlekana jako argumentum ad personam.