Ridley Scott w wieku 79 lat jest znany i ceniony na całym świecie, jako reżyser obrazów takich, jak na przykład: "Obcy 8 pasażer Nostromo","Łowca androidów","Thelma i Louise,"Sztorm","Gladiator","American Gangster","Marsjanin". Pozwoliłam sobie tutaj wymienić te pozycje, które uważam za kultowe, warte obejrzenia, nie piszę o tych słabszych. Jednak dzisiaj chciałabym wyrazić opinię o ostatnim jego obrazie- "Obcy:Przymierze". Film aktualnie zbiera pierwsze niepochlebne recenzje. Na pewno nie będzie to dla mnie łatwe i przyjemne, gdyż uważam cykl za kultowy, ale obiecuję, że postaram się wyrazić "bezspoilerowo". Nie można zapominać oczywiście o początkach cyklu. I tu zaczyna się problem z ostatnim filmem Ridleya Scotta, już wyjaśniam- dlaczego. Nie istnieje dla mnie żadna sensowna kontynuacja serii Obcego, bez bosman i astronautki Ellen Ripley, (Sigourney Weaver). To jej kultowa i wyjątkowa postać nadawała sens przedsięwzięciu. Charakterystyczny wątek zostaje pominięty i zastąpiony w kolejnych, późniejszych odsłonach cyklu o Obcym. "Alien:Covenant" zawiera w scenariuszu karykaturalnie wyeksponowane pytania o sens wszechświata i dziwne teorie stawiane przez reżysera. Nie w tą stronę powinien zmierzać Scott, który, (niejedyny w cyklu), tyle uwagi w scenariuszu poświęcił kobiecie i w którego dziele dominowała symbolika macierzyństwa, łona i macicy. Twórca odchodzi od tego schematu już w Prometeuszu, choć próbuje jeszcze, jak chwytający brzytwy- do niego powracać. Co się dzieje? Reżyser pomija nawiązania i istotny wątek Ripley. Wielki błąd i że tak powiem- początek "końca" kultowego Obcego. Macierzyństwo właśnie zdominowało w cyklu o Obcym seksualność i erotykę. Niestety, Scott zmienia podstawy teorii, chwytając się w "Prometeuszu" i "Alien:Convenant"- innych, gubiących go środków. Najpierw może napiszę o wczorajszych wrażeniach. Słuchajcie, wróciłam z kina zdruzgotana. Nie tylko dlatego, że fabuła "Alien:Convenant" przypominała mi "Prometeusza", ale, o zgrozo, że była od niego znacznie gorsza. "Prometeusza" byłam w stanie jakoś jeszcze "przełknąć" . Wychwyciłam pozytywne rzeczy, które mi się podobają a także nawiązania do "8 Pasażera Nostromo". Zdruzgotana byłam nie tylko dlatego, że w efekcie oglądania CGI- nie widać było nic kompletnie, (akcja rozgrywała się zbyt szybko dla oka, by móc coś dogłębniej dostrzec). Nie tylko dlatego, że widziałam sporo nawiązań do filmów sci-fi innych reżyserów, (w tym "Wojny światów"- Spielberga), i nie tylko dlatego, że Scott na stare lata próbuje za wszelką cenę grać na emocjach widza sztampowymi sposobami, (wątki miłosne i erotyczne). Przede wszystko legła w gruzach wiara w jakąkolwiek kontynuację "allienów", w reżyserską rękę Scotta i naprawdę martwię się o jego talent, i późniejszy dorobek. Czyżby to była jednak prawda, że Ridley Scott jest już skończony, jako reżyser? Tak naprawdę trailery filmu "Obcy: Przymierze" zdradzają nam zasadniczo większość kluczowych scen z Ksenomorfem, a samych obcych tyle "jak kot napłakał". Mamy za to egzystencjonalną "rozkminę" ludzi, filozoficzny bełkot Scotta i przede wszystkim ukazuje on kluczową rolę Fassbendera, który staje się głównym bohaterem, tej porażki. "Kuleje" scenario, "kuleją" obce formy życia, "kuleje" pod względem reżyserskim i sam Scott. Film jest powtarzalny do bólu i posiada liczne błędy. Niezadowolona jestem również z tego powodu, że większość nielicznych scen z obcymi było zwyczajnie groteskowych, a nie strasznych i tak chyba nie powinno być, żeby na sali kinowej panował chichot. Co innego, gdyby było chociaż zabawnie. Najgorsze było jednak przede mną. Po scenie z wyczekiwanym przez większość czasu Ksenomorfem widownia ucichła. Nagle w kinie rozległ się dziwny odgłos, przypominający niepokojące rzężenie. Widownia wystraszona. Za chwilę zamienił się w głośne chrapanie. Widz zasnął na seansie. I śmiech na sali. Wszyscy myśleli, że to Ksenomorf ;)
Po części mogę zrozumieć Ridleya Scotta, gdyż uważam, że żaden reżyser nie wejdzie nigdy do tej samej wody. Z drugiej strony, trailer i tytuł jego najnowszego filmu obiecywał wiernym fanom starszych czterech części kontynuację cyklu, o Obcym. Tak się jednak nie stało. Także sami widzicie, nie zawsze znana marka, to gwarancja sukcesu i udanego filmu, często to zwykłe odcinanie kuponów, od pierwszej części. "Obcy: Przymierze" to nic innego, jak słaby Sequel "Prometeusza". Na pewno znajdzie swoich wiernych odbiorców, jednak niestety ja- nie załapię się do tej kategorii. Dla mnie to rozczarowanie roku i potencjalna Złota Malina2017.