Jestem fanem "Obcego" i miło wrócić na stare śmieci, a jednak film jest mocno schematyczny, niczym nie zaskakuje, w chwili gdy David pyta załogi ile osób jest na pokładzie "Przymierza" wiadomo już jak film się skończy. Kolejny raz załoga statku kosmicznego staje przed morderczym zagrożeniem z kosmosu, kolejny raz wiadomo, że dla większości będzie to ostatnia podróż w ich życiu. Działania niektórych bohaterów są mało wiarygodne i nielogiczne, choćby tego kapitana, który przejął schedę po poprzedniku usmażonym w komorze hibernacyjnej. Chodzi mi oczywiście o ostatnie sceny z jego udziałem. Jest parę scen przy których skacze ciśnienie, ale ogólnie oglądając ten film - zwłaszcza jego drugą połowę, czułem zobojętnienie. Albo za stary już jestem by się ekscytować dobrze mi znanymi już motywami, albo z tym filmem jest coś nie tak. Bardziej podobał mi się krytykowany przez wielu "Prometeusz". Dla plus oczywiście Fassenbender, w podwójnej roli, choć do gustu przypadł mi Walter, bo David momentami przypominał sztampowy szwarccharakter. Film oceniam na szóstkę, co jak na "Obcego" to dość niski wynik i żałuję, ale trudno mi się dopatrzeć w tym filmie potencjału.