PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=665400}

Obcy: Przymierze

Alien: Covenant
2017
5,7 83 tys. ocen
5,7 10 1 83102
5,0 59 krytyków
Obcy: Przymierze
powrót do forum filmu Obcy: Przymierze

Tu recenzja na YT: https://www.youtube.com/watch?v=JEkiBlNb_Rs
Poniżej to samo do poczytania. Kto co woli.

Kilka dni temu wybrałam się do kina na najnowszego Obcego i chciałam się podzielić w skrócie subiektywną opinią na temat produkcji. Nie śledziłam nowinek dotyczących filmu „Obcy: Przymierze” , bo chciałam iść na premierę na czysto. Z umysłem wolnym od spoilerów i informacji, które mógłby zaburzyć postrzeganie filmu. Nastawiłam się, zgodnie z zaprezentowanym tytułem, na film o obcych, konkretnie prequel czterech podstawowych części. I tu nastąpił pierwszy zawód, bo tytułowych alienów było niewiele, w dodatku zrobiono z nich pozbawione inteligencji zwierzęta, które chciałyby tylko zabijać. A raczej ekspansywne organizmy, bo nie istnieją zdrowe zwierzęta, które bezustannie atakują wokół wszystko, co żywe. Ekstrapolacja zjawiska dotyczyłaby raczej wszystkich istot w kosmosie, gdyby na innych planetach rozwinęło się życie. Ale mniejsza o istotę obcego. Film jest miksem kontynuacji Prometeusza i pierwszej części Aliena, lecz z naciskiem na Prometeusza. Połączenie wyszło moim zdaniem fatalnie, bo wszystkiego jest tu za dużo, wątek goni wątek, a każdy ma dla siebie średnio kwadrans. Nie można przez to wczuć się w aurę, która, cokolwiek by o tym filmie nie mówić, występowała w „Prometeuszu”, gdyż tam akcja rozwijała się spokojnie i powoli, czuć było grozę technolitycznej jaskini, za którą załoga początkowo uważała statek Inżynierów. W „Obcy: Przymierze” nie została udzielona odpowiedź na podstawowe pytanie zadane przez Elizabeth Shaw, która ocalała z masakry na planecie LV-223. Samo rozwinięcie wątku Inżynierów, Shaw i Davida 8 też jest miałkie, spłycone, bo ogranicza się do krótkiej retrospekcji wypowiedzianej przez zakapturzonego Gandalfa… to znaczy Davida, który ma wiodącą rolę przez pół filmu. Tak jak w przypadku „Prometeusza”, również tym razem produkcję ratuje postać androida, a nawet dwóch, granych przez Fassbendera, chociaż niektóre bezsensowne sceny z ich udziałem, nieistotne dla fabuły, pan Ridley mógł sobie darować. Pozostali bohaterowie ograniczają się do roli mięsa armatniego, giną, nim zdołamy lepiej ich poznać. Daniels, główna bohaterka filmu, jest kolejną podróbką kultowej postaci Ripley znanej z serii „Obcych”. Jeśli kogoś raziło zachowanie załogi w „Prometeuszu”, to w tym filmie będzie jeszcze gorzej. Eksploracja kompletnie niezbadanej planety wygląda jak wypad do rezerwatu ziemskiego, gdzie zamiast kombinezonów astronautów są stroje polowe bez hełmów. Zresztą nie będę spoilerować tej procedury, polecam zobaczyć to na własne oczy. Kapitan jest głupi, prawie cała załoga jest głupia, Inżynierowie pojawiający się w krótkiej scenie są głupi, a najmądrzejsi i najciekawsi z bohaterów, okazują się psychopatami, których nie da się lubić, albo nie otrzymują swoich pięciu minut. Jedyna postać, która mi się podobała i której kibicowałam, ponosi niestety klęskę. Jak zapewne większość zainteresowanych filmem wie, wprowadzono do niego pewien powszechny od kilku lat w filmach i animacjach motyw poprawności politycznej, czyli pojawia się małżeństwo homoseksualne wśród załogi oraz coś, co nazwałabym technohomoseksualizmem.
Sama fabuła jest niestety sztampowa, otrzymujemy po raz kolejny tę samą historię, więc łatwą do przewidzenia. Już w połowie filmu wiadomo kto zginie, kto zdradzi, kto będzie walczyć o życie. To może teraz trochę pozytywnych stron filmu. Na pierwsze miejsce zasługują zdjęcia, zwłaszcza planety i wymarłego miasta obcych, które są rewelacyjne, efekt doskonałości psują jedynie sceny, gdzie przesadzono z techniką CGI, niepasującą do serii utrzymywanej w klimacie napięcia i grozy. Kolejna sprawa to muzyka, pasuje do filmu, jest miła dla ucha, zwłaszcza utworki znane z Prometeusza. No i wreszcie klimat filmu, który jako tako się udał, tworzony przez monumentalne, chłodne elementy, ścieżkę dźwiękową, aurę tajemnicy, wszechobecną pustkę i ciemne kolory. Czy film warto zobaczyć? Uważam, że chwile spędzone w kinie nie zostaną uznane za zmarnowane i nie będzie poczucia wyrzucenia pieniędzy w błoto. Nie jest źle, ale mogło być o wiele lepiej, reżyser mógł wybrać albo rybki, albo akwarium, czyli film poświęcić Shaw, Inżynierom i Davidowi, a osobny zrobić jako czysty prequel, gdzie znów jakaś załoga statku walczy o życie. Byłoby wtedy więcej pieniędzy do wydania na kino, ale też dwie pełne, kompletne historie. Niby „Obcy: Przymierze” są odgrzanym obiadem, ale i tak lądowanie na obcej planecie, eksplorację i w końcu walkę o życie na linii kosmita-człowiek można oglądać bez końca. 6/10 to idealna ocena dla tego filmu.